Trzy lata… tyle przyszło nam czekać na kolejny solowy album od angielskiego rapera 21 Savage. american dream, bo taki tytuł nosi najnowsze dzieło reprezentanta trapu, to płyta, która z miejsca stała się wyjątkowa, ponieważ jej premierze towarzył trailer-parodia do biograficznego filmu, który nigdy nie powstanie. Dowiedzmy się, więc czy amerykański sen Brytyjczyka się ziścił.
Brakuje mi w ostatnich latach takich albumów w amerykańskim raper jak american dream. Sam nie wierzę, że zaczynam tekst faktycznej recenzji od lekkiego clickbaitu, ale inaczej nie mogłem. 21 Savage stworzył dzieło, które zapewnia dokładnie to, czego byśmy oczekiwali i robi to w sposób niezwykle przejrzysty. Najnowsza płyta dobrego kumpla Drake’a to autobiograficzny twór przedstawiający nam historię angielskiego rapera, który wychowywał się w Stanach. Całość otwiera nam monolog Heather Carmilli Joseph, czyli mamy artysty, która zwięźle opowiada, czym się kierowała, kiedy postanowiła przekroczyć ocean i przenieść się do USA.
Rzuć okiem: Kali Uchis – Orquideas – recenzja płyty
W tym miejscu zaczyna się autorefleksyjna podróż po wspomnieniach 21 Savage. Artysta nie bał się otworzyć przed słuchaczem i wylewa tu wszystko od codziennych trosk młodego, czarnoskórego imigranta w Atlancie do zawodu związanego z życiem po sukcesie. Wszystko to mogłoby dać nam album tekstowo wybitny, gdyby nie braki liryczne rapera. Ciężko inaczej nazwać ten mankament skoro raz po raz Brytyjczyk zalewa nas gówniarskimi frazami.
Na szczęście, co momentami psuje 21 Savage, to ratują producenci, którzy wykazali się niesamowitym kunsztem. Choć tekstowo american dream oscyluje wokół dramatu, to muzyka robi z tego pełnoprawny blockbuster. Na pierwszy plan wysuwają się świetnie dobrane sample ze szczególnym uznaniem dla redrum, gdzie wykorzystano brazylijski utwór Serenata do Adeus. Producenci wraz z raperem niejednokrotnie wykazują się na american dream wszechstronnością. Raz bawiąc się klimatami R&B w prove it, a innym razem dolewają amerykańskiego sosu do afrobeatu w just like me. Usłyszymy też bardziej klasyczny bit w letter to my brudda, by następnie przejść w trapowe dangerous, czy nee-nah. Dzięki otrzymanej tutaj mieszance klimatycznej każdy zwolennik hip-hopu może znaleźć tu coś dla siebie.
american dream to album wyjątkowy, choć niepozbawiony pokaźnych wad. Mimo pojawiających się tu tekstowych mankamentów psujących całość opowiadanej tutaj historii , producenci rekompensują to dodając utworom potężnego kopa w postaci niezwykłych sampli, czy mieszając hip-hop z różnymi klimatami muzycznymi.
Dodaj komentarz