Ależ to była podróż! Ron Weasley powiedział kiedyś – “jeden człowiek nie może tyle czuć, bo by wybuchnął” i dokładnie takie wrażenie towarzyszyło mi przy każdym jednym odcinku. Co prawda moja uczuciowość wymaga nieco większego naczynia niż łyżeczka do herbaty, nadal jednak Arcane zadaje tak potężne ciosy, że ciężko się po nich pozbierać.
Recenzja nie zawiera spojlerów! Odnoszę się tylko do własnych wrażeń i odczuć, nie do fabuły.
Zależało mi, żeby napisać recenzje na świeżo. Zaraz po przeżyciu tych finałowych emocji. Pisząc te słowa jestem jakieś 20 minut po seansie ostatniego odcinka i nadal nie umiem sobie poradzić z natłokiem myśli, refleksji, ale przede wszystkim emocji. Wiem za to jedno – Arcane dowiozło. Znowu. Powiedzieć że jestem zachwycony to jak nic nie powiedzieć. Dla mnie to instant klasyk i serial, który powinien być wymieniany w jednym rzędzie z Grą o Tron, Rodziną Soprano czy Breaking Bad. Fortiche i Riot stworzyli serial, który w mój gust wpisuje się doskonale. Moje popkulturowe serduszko jest teraz wypełnione po brzegi.
Nie miałem nigdy okazji recenzować pierwszego sezonu, więc tak dla porządku napiszę parę słów. Otóż jako osoba nie grająca w LoLa nie miałem oczekiwań. Ładne trailery, fajna muzyka, kilka poleceń to czemu nie spróbować? I wsiąkłem od pierwszego odcinka. Bardzo szybko Arcane zagościło na moich listach ulubionych seriali. Już wtedy doceniłem nie tylko warstwę audiowizualną, ale sam sposób opowiadania historii, budowania bohaterów, interakcje, dialogi, niebywałą lekkość w prowadzeniu przecież dość ciężkiej fabuły. Te trzy lata oczekiwań na kontynuację na szczęście nie ciągnęły się jakoś nadmiernie, bo to ogólnie był świetny okres dla animacji. W tamtym roku przecież dostaliśmy doskonałego Niebieskookiego Samuraja czy wyczekiwaną kontynuację Spider-Mana. Im jednak bliżej premiery, tym bardziej nie mogłem wysiedzieć w fotelu, a każdy trailer tylko mnie dodatkowo nakręcał.
Rzuć okiem: Zmierzch Bogów – recenzja serialu. Kiedy wersja reżyserska?
I tak o to doszliśmy do tego momentu. 9 odcinków, 3 akty, wszystko już za mną. I nie wiem co ze sobą zrobić. Piszę te słowa z soundtrackiem z serialu na słuchawkach, bo zwyczajnie nie mogę się pogodzić z faktem, że to już. Koniec. Nie będzie więcej. Zapominając jednak na chwilę o smutku i pustce, którą po sobie serial zostawia, muszę napisać raz jeszcze – jestem zachwycony. Wsiąkłem w ten świat raz jeszcze i chłonąłem każdą scenę, bo Arcane to jest kino absolutne i małe dzieło sztuki animatorskiej. Fortiche postawiło sobie bardzo wysoko poprzeczkę pierwszą serią i wiele osób się obawiało, czy taki sukces da się powtórzyć. Autorzy stwierdzili, że skoro już skoczyli tak wysoko, to nie powinni robić tego drugi raz. Teraz trzeba skoczyć wyżej i pobić rekord.
Bo dokładnie tak odbieram ten drugi sezon. Fortiche i Riot wynieśli storytelling na zupełnie nowy poziom. Animacja to nie jest tylko forma, ale pełnoprawny środek narracyjny, wykorzystywany niesamowicie świadomie. Zwłaszcza w połączeniu z muzyką, która nie tylko jest i brzmi sobie gdzieś tam obok scen. Jest integralną częścią każdego kadru, staje się częścią historii i środkiem do jej opowiedzenia. Jak dodać do tego wspaniale napisanych bohaterów, pełnych ambicji, marzeń, problemów, przeżyć, to wychodzi cudowna mieszanka. Wracając jednak jeszcze na chwilę do samej animacji – na ten moment chyba nic nie jest w stanie Arcane dorównać poziomem. To jest prawdziwa Sztuka i powód, żeby serialowi dać szansę. Nawet, jeśli nie przepada się za fantastyką, to po prostu dużo się taci omijając tę produkcję.
Rzuć okiem: X-Men ’97 – recenzja serialu. Nostalgia bait, tylko że nie
No dobrze, to czy w tej cysternie miodu znajdziemy trochę dziegciu? No oczywiście, że tak, nie ma dzieł perfekcyjnych. Zresztą Arcace jest w stanie zmienić pogląd na temat doskonałości i jej definiowania. Dla mnie to jednak nie jest łyżka. Nawet łyżeczka. Zaledwie szczypta dziegciu. Są to małe problemy z bardzo konkretnymi rozwiązaniami fabularnymi, których tu nie będę omawiał. Mogę mieć jeszcze jeden zarzut, który jednak formułę raczej w imieniu ludu niż swoim. Mi to po prostu nie przeszkadza, ale wiem że dla wielu osób będzie to spory problem – serial jest bardzo teledyskowy. Ma bardzo dużo szybkich montaży, dzieje się dużo i szybko, i tylko potęguje to intensywność i emocjonalność. Dla mnie rewelacja, tempo może jest szybkie, ale ja się w tym bardzo odnajduję, bo to tylko potęguje moje doznania. Chociaż muszę przyznać, że miałem takie momenty, że musiałem zrobić przerwę i rozchodzić niektóre wydarzenia. Wszystko sprowadza się do odpowiedzi na jedno, zajebiście ważne pytanie – czego szukam w popkulturze? Jeżeli emocji i intensywnych przeżyć, to Arcane jest must watch.
Dodaj komentarz