Ariana Grande wróciła za sprawą najnowszego albumu eternal sunshine. Czy warto było czekać 3 lata?
Fakt, Ariana wróciła z nową muzyką i to nie przypadkowo. Piosenkarka kontynuuje rozpoczęty razem z Taylor Swift trend wypuszczania wydawnictw po zakończeniu związku. Tym razem chodzi o coś poważniejszego, bo o niedawny rozwód. Nie będę się dalej wypowiadał na temat zmian matrymonialnych artystki, bo jednak nie o to tu chodzi. Przejdźmy więc do eternal sunshine i jak ono brzmi.
Grande na swoim najnowszym albumie postanowiła nie uderzać zbytnio w smutne tony i raz po raz balansuje na granicy R&B, popu, czy dance-popu. Całość otwierają nam klimatyczne, pseudo-romantyczne gitary w intro (end of the world). bye uderza w mocne disco nuty i wychodzi z tego istny banger. don’t wanna break again zabiera nas w R&B lat 90′. W true story wybrzmiewa inspiracja twórczością Mariah Carey, czyli idolki piosenkarki. Z kolei yes, and? oparty jest na house’owych fundamentach. To właśnie te pojedyncze muzyczne smaczki z dodatkiem świetnie prowadzonych wokalnych harmonii sprawiają, że eternal sunshine słucha się z wielką przyjemnością i co najważniejsze – bez zakradającej się nudy.
Rzuć okiem: Ye, Ty Dolla $ign – VULTURES 1 – recenzja płyty
Z kolei tekstowo można było mieć obawy, czy na swojej najnowszej płycie Ariana nie będzie próbowała odkryć koła na nowo. Nic bardziej mylnego, bo eternal sunshine pod tym względem jest naprawdę ciekawe. Artystka postanowiła ponownie przedstawić losy kobiety po świeżo zakończonym związku. Jednakże, co wyróżnia ten album od reszty to fakt, że jest on w pewnym sensie koncepcyjny. Całość narracji przedstawiają nam kolejne piosenki, które wyciągają i wyostrzają fragment przedstawianej nam historii. Nie otrzymujemy, więc krążka fabularnego mającego początek i koniec, a jedynie highlighty prowadzące nas przez każdy stopień rozpadu małżeństwa.
Operuje to bardzo dobrze z inspiracją do tytułu albumu, ponieważ jak sama artystka powiedziała, zawdzięcza on swoją nazwę filmowi Zakochany bez pamięć (Eternal Sunshine of the Spotless Mind). Ariana wyciąga fragmenty swoich wspomnień, analizuje i odrzuca w niepamięć. Ba, płyta nawet zaczyna się od pytania How can I tell if I’m in the right relationship? Wszystko to jednak ma swój cel, ponieważ pomimo gorzkiej aury, miejscami wybrzmiewa tu nadzieja, że następny związek będzie lepszy. Ariana Grande operuje tu miejscami błyskotliwymi frazami oraz niesamowitą intymnością. Wiedząc, jak artystka reaguje na dziennikarzy wchodzących z butami w jej życie, czułem się miejscami nieswojo z natłokiem osobistych wynurzeń.
Dodaj komentarz