Czy istnieje coś takiego jak klątwa drugiej płyty? Patrząc na Trap or Die od bambi, można by tak założyć.
Ze świecą szukać tak szybkiego i pełnego sukcesów wejścia na muzyczny rynek, jak miała bambi. Podopieczna/siostra Young Leosi wskoczyła do mainstreamu nie tylko dzięki chwytliwym utworom, dobrym kolaboracjom, ale również dzięki udanemu debiutowi in real life. Już wtedy pokazała, że trapowe i housowe bity są wręcz pod nią skrojone, a jeszcze do tego można dodać odważne ZA DUŻO W SZYJE, w którym odwoływała się do niesłynnych słów pewnego Prezesa. Nic dziwnego, że od pierwszej zapowiedzi Trap or Die nawet najwięksi hejterzy talentu raperki byli po prostu ciekawi, co ona tym razem przygotuje.
Cóż mogę powiedzieć, Trap or Die to album pełen wzlotów i upadków. bambi od pierwszych chwil pokazuje, że trap jest zdecydowanie dla niej stworzony. Już otwierający płytę NUMBER ONE wrzuca nas na mocny bit i równie mocne flow. Wprowadzone tu napięcie trzyma nas jeszcze przez 4 piosenki aż do CLOUDS. Już po drugim tracku słychać, że artystka postawiła tu na nieco braggowej nawijki i walki z hejterami. Dzięki temu możemy zobaczyć raperkę w nieco bardziej rage’owej stylistyce, w której pozwala sobie na wiele humoru i uszczypliwości. Najbardziej dobitnym przykładem wydaje się 101 DALMATYŃCZYKÓW, gdzie stwierdza Bambi, Bambi, Bambi, Bambi — wszędzie moja ksywa, Daję podpisy na cyckach częściej, niż ty je dotykasz. Niestety działa to, jak miecz obusieczny, bo w swoim flow pozwoliła sobie na rymy nieco niższych lotów. Weźmy takie TRAP OR DIE, na którym znajdziemy takie frazy: Kupuje mieszkanie na Woli, Wiem dobrze, on nago mnie woli.
Rzuć okiem: Bad Bunny – DeBI TiRAR MaS FOToS – recenzja albumu
Tak mocne wejście w album wydawałoby się idealnym początkiem. Mówimy w końcu o 5 utworowej trapowej serii, która powinna być spełnieniem marzeń dla fanów gatunku. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie fakt, że już w tym miejscu wkrada się nieco monotonności. Nie pomaga w tym nawet świetne CLOUDS, gdzie oprócz bambi słyszymy Dinę Ayadę. Mam wrażenie, że można było tego uniknąć, gdyby inaczej ułożyć te piosenki.
Tym bardziej że ta monotonna tendencja utrzymuje się wyłącznie na początku albumu. Później produkujący wszystkie utwory francis daje bambi więcej różnorodności. Zmierzymy się z legendą old-schoolu DRIN ZA DRINEM 2, gdzie oczywiście pojawia się TEDE. Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych momentów na Trap or Die. Nie mogę wyjść z podziwu, że ten duet tak dobrze się tu uzupełniał. A warto przypomnieć, że sam TDF namaścił raperkę mianem nowej Królowej Melanżu. Kolejnym zaskoczeniem jest decyzja nadania albumowi nieco ulicznego brudnego klimatu w RUW BAMBICZE. Tutaj usłyszymy ciekawe połączenie talentów bambi z rów babicze. Artystka ponownie nie boi się uderzyć w nieco humorystyczne flow, kreując siebie na słodką w porównaniu do jej gości. Wcześniej usłyszymy również Young Igiego w TLEN. Tutaj o dziwo znalazła się warstwa muzyczna, która mi dała najwięcej do myślenia. Otóż od pierwszych chwil wybrzmiewa mi w uszach inspiracja Timbalandem i ciężko mi wyjść z tego wrażenia.
Oczywiście twórczość bambi wiąże się z nieco bardziej melodyjnymi, jak i housowymi utworami. Oczywiście na Trap or Die znajdziemy tego pełen pakiet, ale zdecydowanie to najgorsze, co album ma do zaoferowania. PIERWSZY DIAMENT jest niesamowicie chaotyczny, a jednocześnie męczący. JORJA SMITH słabo angażuje słuchacza, a przeciągnięte na autotune wokale rażą. Nawet jeden z promocyjnych singli CZEMU NIE ŚPISZ? wypada po prostu blado na tle innych utworów.
Dodaj komentarz