Beyoncé w tym roku powróciła z albumem COWBOY CARTER. Hype zaczał się przy okazji Superbowl, kiedy to artystka podzieliła się singlami TEXAS HOLD ‘EM i 16 CARRIAGE, które z miejsca stały się murowanymi hitami. Album sobie już od dłuższego czasu hula po sieci, a ja w końcu znalazłem czasu, żeby się podzielić z wami moją oceną.
Druga część trzyaktowej odysei Beyoncé, COWBOY CARTER ambicjami celuje w głęboko narracyjna podróż. Artystka niejednokrotnie przedkłada storytelling ponad muzyczny rozmach, co przy ponad godzinnym czasie trwania, wyzwaniem staje się przesłuchanie płyty na raz. Jednakże nadal znajdzie się wystarczająco wartościowych momentów, by utrzymać zainteresowanie na dłuższą chwilę.COWBOY CARTER, którego producentką wykonawczą była sama Beyoncé, czerpie głęboko z charakterystyki country, by niczym w Renaissance dodać coś więcej od siebie. Artystka po raz kolejny udowadnia, że pomimo dużego scenicznego stażu dzieło nieustannie się rozwija i tworzy bez ograniczeń. Znowu bawi się formą typowych amerykańskich gatunków, oddając tym samym swoisty hołd dla przeszłości historii muzyki oraz własnej.
Rzuć okiem: Taylor Swift – THE TORTURED POETS DEPARTMENT – recenzja płyty
Współpracując z takimi artystami jak Dolly Parton, Willie Nelson, Post Malone, oraz wschodzącymi gwiazdami czarnego country, album zabiera nas w podróż po historii gatunku, w której Beyoncé raz po raz robi przystanek na dodanie kolejnego muzycznego elementu. Usłyszymy tu m.in. akordeon, harmoniję ustną, tarkę, gitary, ukulele, Vibra-Slap, mandolinę, skrzypce, organy, fortepiany i banjo. Częstym dodatkiem jest też, co ciekawe klaskanie w dłonie, tupanie po drewnianej podłodze i nawet wykorzystanie paznokci zamiast perkusji.
Otwierający utwór American Requiem stawia fundamenty pod jej wiarygodność i emocjonalne zaangażowanie. Następnie 16 Carriages zabiera nas w przeszłość, opowiadając o trudach wczesnych lat Destiny’s Child. W pierwszej części albumu przeważają rodzinne wątki. Z kolei przeróbka Jolene Dolly Parton przywraca nam nieco tej dramatycznej Beyonce znanej z Lemonade.
Rzuć okiem: Billie Eillish – HIT ME HARD AND SOFT – recenzja płyty
Texas Hold ‘Em wybrzmiewa tu jako swojego rodzaju punkt kulminacyjny płyty. Nic dziwnego, że ten utwór stał się największym hitem. Nadaj jednak można odnotować II Most Wanted i Sweet ★ Honey ★ Buckiin, które mają mocną bangerową aurę, pokazując umiejętność artystki do tworzenia hitów totalnych.
Jednakże nawet przy prezentowanej tu różnorodności COWBOY CARTER bywa nierówny. Takie utwory takie jak Bodyguard i cover Beatlesów Blackbird nie dorastają do standardów Beyoncé. Pokazuje to też, że niestety, ale album jest zwyczajnie za długi. Mam wrażenie, że płyta wypada dużo lepiej, jako skarbnica pojedynczych dobrych piosenek, a nie jako jedna całość. Podróż z Beyonce po muzycznej historii Texasu momentami pokazuje prawdziwą amerykańską naturę. Dużo tu przepychu, ambicji bycia najlepszym, ale jednocześnie boli świadomość głębszej pustki.
Dodaj komentarz