Nominowana do Oscara w 5 kategoriach Strefa interesów Jonathana Glazera jest nowatorską reinterpretacją kina Zagłady. Niemal w dokumentalny sposób pokazuje życie codzienne oprawców. Bez cienia przemocy i przekraczania granicy obozowego muru.
W swoim najnowszym filmie Glazer śledzi codzienność komendanta obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hössa i jego rodziny. Zdjęcia – w całości realizowane w Polsce – odbywały się tuż przy murze dzisiejszego Muzeum Auschwitz-Birkenau, w zaadaptowanym na dom Hössa pustostanie. Wejście ekipy na plan poprzedziły lata (!) researchu: przekopywania archiwaliów, rozmów z historykami, ocalałymi oraz mieszkańcami Oświęcimia i okolic.
– Zaczęło się tak naprawdę od pewnego rodzaju impulsu, aby podejść do tego tematu. Nie byliśmy jednak stuprocentowo pewni, jaką drogę obierzemy, aby opowiedzieć tę historię – mówił Jonathan Glazer o początkach prac nad Strefą interesów w trakcie specjalnego pokazu filmu w Muzeum Auschwitz-Birkenau, który odbył się 15 lutego w Oświęcimiu. Brytyjski reżyser pochodzi z rodziny Żydów aszkenazyjskich. Jego – pochodzący z Europy Wschodniej – przodkowie wyemigrowali na Zachód na początku XX wieku. O przesłaniu Strefy interesów mówił w wywiadzie udzielonym Rolling Stone to nie lekcja historii, to ostrzeżenie.
Zobacz również: Bracia ze stali – recenzja filmu. No weź się, tato…
Nowatorski dla projektu okazał się sposób realizacji filmu. Kamera prowadzona przez Łukasza Żala ani na moment nie zbliża się do twarzy głównych bohaterów. Obserwuje ich z dystansu w niemal dokumentalny sposób. Jonathan Glazer nie chciał tworzyć tradycyjnego planu zdjęciowego, nie chciał aby kamery ingerowały w grę aktorów. Zamiast tego zdecydował, by były niemal niewidoczne, nieinwazyjne i dokumentowały bohaterów w długich ujęciach.
Źródło głównej grafiki: PAP
Dodaj komentarz