Billie Eilish wróciła! Po dwóch latach od Happier Than Ever artystka wypuściła swój najnowszy album HIT ME HARD AND SOFT. Po wysłuchaniu albumu mogę tylko stwierdzić, że warto było na ten krążek tyle czekać.
Billie Eilish to artystka nieustannie się rozwijająca i próbująca się w różnych klimatach, czy gatunkach. Nie inaczej jest i tym razem. Przy okazji swojej najnowszej płyty piosenkarka postanowiła otworzyć przed nami drzwi do nieznanego jej muzycznego świata. Jednocześnie nie zapominając na HIT ME HARD AND SOFT o swoich wcześniejszych dziełach.
Otwierające album SKINNY pokazuje, że dalej pierwszy utwór naznacza strukturę i poziom całego albumu. Opening HIT ME HARD AND SOFT to z pozoru prosta, balladyjna melodia, która z każdą kolejną sekundą rozwijana jest o nowe elementy, nabierając w ostateczności iście bondowej gracji znanej chociażby z No Time To Die. Dalej LUNCH przywodzi swoją rytmiką i pulsującym bitem popularne bad guy tylko tym razem z soczystym rock popowych smaczkiem i gitarowo-elektrycznym finałem. CHIHIRO uderza melodią na kształt R&B i potężnym groovem, by potem totalnie zaskoczyć fantastyczną wokalną obudową, której nie powstydziłaby się Alicia Keys w Fallin. Zaskoczeniem może być też BIRDS OF A FEATHERS zabierające Billie w swiftowe klimaty indie-popu. Jednakże nic mnie nie przygotowało na to, co prezentuje L’AMOUR DE MA VIE. Kawałek zaczyna się od lekkiego melodycznego wokalu wokalistki, by pod koniec dowalić pokaźną dawką synth-popu rodem z lat 80.
Rzuć okiem: Kali Uchis – Orquideas – recenzja płyty
Wspomniałem przy SKINNY o swoistym naznaczeniu struktury piosenek na HIT ME HARD AND SOFT przez otwierający utwór. Billie Eilish oraz jej brat FINNEAS postawili wbrew tytułowi albumu uderzyć słuchacza delikatnie, by potem zaskoczyć istną bombą. Tym bardziej że elegancki opening odnajduje swoje przeciwieństwo w kończącym BLUE będącym z pozoru równie dostojnym, lecz ostatecznie splamionym bitowym brudem. Wszystkie elementy muzyczne dają nam album, który prezentuje młodą piosenkarkę w niespotykanej dotąd aranżacji. Tym sposobem po raz kolejny udowadnia, że artystyczna odwaga to jej drugie imię.
Również przy okazji HIT ME HARD AND SOFT, jak zmieniła się artystka jako człowiek. W przeciągu całej płyty Billie raz po raz powala niesamowitą szczerością, dojrzałością oraz odpowiednim balansem. Fenomenalny lirycznie THE GREATEST wypełniony jest po brzegi dojrzałą namiętnością próbując utrzymać uwagę jej życiowej wybranki. Totalnym jego przeciwieństwem staje się wspomniane wcześniej LUNCH. Tutaj dostajemy dosłownie, seksualną laurkę wypełnioną po brzegi gówniarskimi tekstami. Oczywiście pokazuje to, że Eilish to nadal młoda osoba mająca prawo trochę poświntuszyć, bo kiedy jak nie teraz.
Dowód tego znajdziemy też w SKINNY w słowach Am I acting my real age now? Am I already on the way down? When I step off stage I’m a bird in a cage and a dog in a dog pound. Podobną drogę tekstową obrały w przeszłości Taylor Swift, czy Ariana Grande. Tutaj piosenkarka też odnosi się do zarzutów i uwag, co do jej wyglądu – People say I look happy, just because I got skinny, But the old me is still me, maybe the real me, and I think she’s pretty.
Dodaj komentarz