Castlevania: Nocturne – recenzja 2. sezonu. Krwawa rewolucja

Pierwszy sezon animacji Castlevania był powodem, dla którego założyłem Netflixa. Chociaż od tego momentu minęło całe 8 lat i serial oficjalnie zakończono, to cieszy mnie, że gigant powrócił w 2023 do tego świata w nieco innym wydaniu pod postacią  Castlevania: Nocturne. A niedawno mogliśmy powrócić do historii Richtera Belmonta za sprawą drugiego sezonu. 

W nowym sezonie Castlevania: Nocturne Richter Belmont kontynuuje walkę z siłami ciemności, współpracując z grupą łowców wampirów, do której dołączył znany z oryginalnej serii Alucard. Czasu jest coraz mniej – Erzsebet Bathory dąży do zdobycia pełnej mocy bogini Sechmet, by pogrążyć świat w chaosie i terrorze.

Wracamy do Francji, gdzie dosłownie wszystko się wali przed naszymi bohaterami. Plany z pierwszego sezonu wzięły w łeb, więc trzeba się przegrupować, działać dalej i się nie poddawać. Tym bardziej że do paczki dołącza legendarny Alucard. Jak to bywa przy takich produkcjach przed nami kilka odcinków pokonywania swoich słabości, przepracowania dotychczasowych wydarzeń i zmian. Wszystko po to, żeby bohaterowie mogli stanąć silniejsi przed swoim nemezis.

Rzuć okiem: Diuna: Proroctwo – recenzja serialu

Ten schemat jest znany w sumie każdemu, kto choć trochę interesuje się popkulturą, więc kwestią problematyczną jest, jak udało się to twórcom Castlevania: Nocturne poprowadzić. Muszę powiedzieć, że drugi sezon pod tym względem jest cholernie satysfakcjonujący. Z przyjemnością ogląda się rozwój Richtera Belmonta. Od początku serialu zdawał się, jakby nie miał osobistej potrzeby walki. Na dobrą sprawę jedynie przyświecał mu górnolotny cel uratowania świata. Jednakże wraz z historią pewnych relacji my, widzowie, jak i on zaczynamy rozumieć, że jednak ma o co/kogo walczyć. Zmienia to diametralnie jego podejście do wydarzeń, co też wpływa na niego samego.

Jednakże prawdziwą wisienką na torcie są dalsze losy Marii Renard. Dosłownie w momencie zakończenia pierwszego sezonu dochodzi do załamania tej postaci. Utracona wiara i nadzieja prowadzą ją do czynów, o jakie byśmy ją wcześniej nie posądzali. Dodatkowo wokół tej bohaterki roztacza się tutaj niepokojąca aura mroku i rozpaczy. Dosłownie mamy poczucie powrotu klimatu z oryginalnej Castlevanii w tym nieco luźniejszym, francuskim wydaniu. Jej droga ku ostatecznej bitwie jest najlepszym dotychczasowym elementem tej serii i sądząc po ostatniej scenie z jej udziałem, to nie koniec jej mrocznej wersji. Trochę gorzej wygląda sytuacja w przypadku Annette, która mam wrażenie, rozwija się jedynie poprzez swoją relację z Richterem i nic więcej. Dosłownie tak, jakby na jej losy zabrakło scenarzystom czasu i być może chęci. Kto wie, może pozostawiono to na potencjalny trzeci sezon?

Rzuć okiem: Like a Dragon: Yakuza – recenzja serialu. Fallout niczego nie nauczył

Castlevania: Nocturne

Idąc dalej, nie mogę odpuścić tego, jak bardzo przez dwa sezony irytował mnie wątek Eoduarda. Każda chwila z tą postacią wykręcała moje wnętrzności. Pomijając to, że jego historia praktycznie stoi cały czas w jednym miejscu. Może Wy mi powiecie, czy on przypadkiem nie śpiewa jednej melodii w kółko? Przepraszam, zapomniałem o tej wzywającej do walki. Nadal jednak oprócz tego jednego wyjątku ten typ śpiewa cały czas to samo. Jestem w stanie zrozumieć, że stanowi on środek, dzięki któremu twórcy pokazują nam losy stworzonych potworów, ale jednak można to było zrobić ciekawiej i mniej denerwująco.

Castlevania: Nocturne to nie tylko historia poszczególnych postaci, ale też przede wszystkim spektakularna animacja. Muszę przyznać, że wszystkie sceny akcji są wręcz wspaniałe. W szczególności ostateczna bitwa i wszelkie animacje związane z magią Belmontów plus cała choreografia walki jest niesamowita. To jest jeden z tych momentów, które nie tylko trzymają uwagę, bo są istotne, albo dobrze prowadzone, to się po prostu chce oglądać.

https://linktr.ee/flowpop

Castlevania: Nocturne – Ocena

Castlevania: Nocturne – Ocena
8 10 0 1
Dalsze losy drużyny Belmonta to odważny krok w dobrą stronę. Tam pierwszy sezon zawodził, to drugi zdecydowanie naprawił. Niesamowitą radochę sprawia obserwowanie historii poszczególnych postaci, choć szkoda, że nie udało się wszystkim poświęcić tyle czasu. Nadal jednak rozwój bohaterów i przede wszystkim animacja to główne powody, dla których warto wrócić do Castlevania: Nocturne.
Dalsze losy drużyny Belmonta to odważny krok w dobrą stronę. Tam pierwszy sezon zawodził, to drugi zdecydowanie naprawił. Niesamowitą radochę sprawia obserwowanie historii poszczególnych postaci, choć szkoda, że nie udało się wszystkim poświęcić tyle czasu. Nadal jednak rozwój bohaterów i przede wszystkim animacja to główne powody, dla których warto wrócić do Castlevania: Nocturne.
8/10
Total Score

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *