Jak myślicie o Świętym Mikołaju, to jaki obraz maluje się Wam przed oczami? Czerwony strój z białym puchem? Duży brzuch? Bujna siwa broda? Pocieszna mordka? Jeśli tak właśnie jest, to Czerwona Jedynka skutecznie zrywa z tą kreacją.
Najnowsza produkcja od Amazon Prime przenosi nas wprost w okres świąteczny. Gdy Święty Mikołaj, znany jako Czerwona Jedynka, zostaje porwany, szef ochrony bieguna północnego łączy siły z niesławnym łowcą nagród. Wspólnie wyruszają w podróż dookoła świata, by uratować Boże Narodzenie.
Tak, to kolejny film z Dwaynem „The Rockiem” Johnsonem, więc w sumie wiecie, czego się spodziewać. Dostaliśmy kolejną produkcję pełną prostej przygody wypełnionej akcją tylko tym razem w aurze świątecznej. Co to może znaczyć w praktyce? Że największy w historii kina ELF jedzie tu ponownie na autopilocie, napinając raz po raz mięśnie i podnosząc majestatycznie brew. Wtóruje mu w tym ex-Kapitan Ameryka, który trochę kontynuuje stylizacje z Na Noże, tylko w mniej bucowatej formie.
Zobacz również: Spotkajmy się w przyszłe święta – recenzja filmu. Kto by pomyślał, że Pentatonix jeszcze istnieje
Skoro już wiadomo, co nieco o głównych kreacjach aktorskich (co można było zakładać przed seansem), skupmy się na samej fabule. Czerwona Jedynka to produkcja budowana na bardzo prostych zasadach. Otóż świat magii i wyobraźni w nieco uwspółcześnionej formie spotyka się z chłodną rzeczywistością, ale nieoczekiwane zdarzenie sprawia, że granica między biegunem północnym a resztą świata jest niesamowicie cienka. W sumie ciężko w tym miejscu wytknąć nowej, świątecznej produkcji jakieś druzgocące błędy, gdyż po prostu nie było czego tu zepsuć. W skrócie można by powiedzieć, że ten film zawiera ciekawy pomysł, który po prostu nie został w żaden sposób zepsuty, ani super wyeksponowany.
Twórcy bawią się tu wszystkim, co może nam się wiązać z postacią Świętego Mikołaja. Elfy, misie polarne, bałwany, czy Pani Mikołajowa znajdują tu swoje kreacje, których jeszcze w kinie nie mieliśmy okazji zobaczyć. W szczególności postacie ze śnieżnych kul mogą się poszczycić chyba jedną z najlepszych scen w tym filmie. Ich potyczka z głównym duetem jest pomysłowa, ciekawa i trzymająca w napięciu. Znalazł się też czas na przybliżenie reszty rodziny Świętego, czyli Krampusa, który moim zdaniem dostał zdecydowanie za mało czasu ekranowego.
Zobacz również: Nasz mały sekret – recenzja filmu. Lohan od święta
Jednakże prawdziwą wisienką na torcie jest tutaj JK Simmons w tytułowej roli. Jego interpretacja najsłynniejszego Świętego jest pełna ciepła i lekko cwaniackiego uroku. Od pierwszych chwil widać, że aktor świetnie się bawi, pomimo tego, że w pełnej krasie widzimy go dosyć krótko. Wydawałoby się, że jego przeciwniczka Kiernan Shipka, jako Gryla będzie miała łatwą robotę, żeby jakkolwiek zapisać się w pamięciach widzów. Niestety kreacja aktorki jest totalnie nijaka i w sumie ciężko wyzbyć się wrażenia, jakby po raz kolejny wcielała się w nieco starszą Złą Sabrinę. Nic nowego ze strony tej młodej aktorki.
Dodaj komentarz