Finał Demon Slayer już tuż, tuż. W anime zakończył się Hashira Training Arc, będący swoistym odpoczynkiem przed wyczekiwanym Nieskończonym Zamkiem. Niestety, według fanów, relaks równa się nudzie, z czym nie do końca się zgadzam.
Fani anime oburzeni, a mangi pogodzeni – tak w skrócie można by podsumować nastroje, które towarzyszą społeczności skupionej wokół Demon Slayer. Z jednej strony jest to zrozumiałe, bo Hashira Training Arc uznawany jest za najnudniejszy w całej serii, a skupienie wokół niego całego sezonu wydawało się karkołomnym pomysłem. Jednakże, wracając wspomnieniami do całości, uważam, że ma on w sobie sporo zalet.
Przy okazji nowych odcinków wracamy do Tanjiro, który dochodzi do zdrowia po wydarzeniach w Wiosce Kowali. Filary omawiają kolejne działania, Głowa Łowców Demonów gaśnie, a w tle złowrogi Muzan rozpoczyna poszukiwania Nezuko i siedziby swojego nemezis. W związku z nadchodzącym zagrożeniem rozpoczyna się morderczy trening, który ma wzmocnić nawet najsłabsze ogniwa.
Rzuć okiem: Demon Slayer: To the Hashira Training – recenzja pokazu specjalnego
Pierwsze pytanie, jakie się pojawia po poznaniu całego wątku, to czy trening może być w jakikolwiek sposób ciekawy. Otóż Hashira Training Arc stanowi potrzebny oddech dla całej serii, który pozwala nam poznać historię postaci pobocznych. W trakcie ośmioodcinkowego sezonu przejdziemy przez kolejne szczeble wyzwań Filarów, a z każdym z nich poznamy nieco więcej szczegółów na ich temat. Zgodnie z mangą na pierwszy plan wysuwani są w szczególności Giyuu i Gyomei, ale dzięki fillerom więcej czasu spędzimy chociażby z Muratą. Kurczę, od pierwszych chwil zaskoczyło mnie, ile serca włożono w dodatkowe, dialogowe treści.
Oczywiście wypełniacze w anime zawsze spotykają się z krytyką ze strony wielbicieli mangi, i tutaj również znajdzie się pole do narzekania. Jak wspomniałem wcześniej, Demon Slayer uzupełniono o ciekawe, dodatkowe wątki, ale również lekko przesadzono z elementami humorystycznymi. Ciężko czasami przejąć się tym, co dzieje się na ekranie, ponieważ po chwili pojawia się typowa dla tego anime plansza z goniącymi się głowami albo Tanjiro robi z siebie naiwnego głupka.
Rzuć okiem: Ultraman: Rising – recenzja filmu. Nie taki Kaiju straszny
Jednak największym problemem fillerów jest ich tempo. Hashira Training Arc mógłby zostać spokojnie zamknięty w czterech odcinkach, gdyby skupiono się na bardziej ekscytujących wydarzeniach. Zamiast tego mamy do czynienia z licznymi scenami wypełnionymi zbędnymi szczegółami, jak np. składanie papierowych samolotów przez pół odcinka. To rozwlekanie fabuły sprawia, że nawet kiedy dochodzi do kluczowych momentów, trudno jest się nimi w pełni przejąć. Wszystko przez to, że wcześniejsze odcinki mocno osłabiają nasze zaangażowanie.
Pod koniec sezonu akcja nabiera tempa, kiedy Muzan konfrontuje się z Kagayą, co prowadzi do dramatycznej eksplozji i próby zneutralizowania Muzana. Mimo że finałowy odcinek jest pełen emocji, to jest on jedynym naprawdę ekscytującym momentem w całym sezonie. Szkoda, że tak na prawdę tylko on wydaje się być preludium do zapowiedzianej trylogii filmów.
Dodaj komentarz