Światowy fenomen anime powrócił do kin! Demon Slayer miał dosyć długą drogę do Polski, ponieważ pierwszy Arc zadebiutował na Netflixie stosunkowo niedawno. Filmowy Mugen Train pojawił się w wybranych kinach 2 lata po światowej premierze. Nawet ostatni event związany z Swordsmith Village był puszczany wyłącznie w sieci Helios. Na szczęście Crunchyroll otworzył się ostatecznie na Polskę i najnowszy pokaz specjalny To the Hashira Training wleciał na ekrany wszystkich sieci kinowych.
Demon Slayer… nie będę ukrywać, że jestem totalnym fanem tej serii. Miałem szczęście trafić na przygody Tanjiro i Nezuko od razu w dniu debiutu na Netflixie i totalnie wsiąkłem. Zakochałem się w tej historii od pierwszych chwil, a cała otoczka audiowizualna nadal potrafi mnie zachwycić. Ba, ja totalny hejter wszelkich mang zmieniłem zdanie i właśnie skompletowałem całą serię Miecza Zabójców Demonów. Nic więc dziwnego, że jak tylko To the Hashira Training trafiło do kin, to wybrałem się z wypiekami na twarzy.
Zacznijmy od tego, czym jest ten specjalny event, na który czekali wszyscy anime zapaleńcy. Demon Slayer: To the Hashira Training to pokaz składający się z dwóch odcinków – finału Swordsmith Village Arc i premierowego Hashira Training Arc. Wszystko to, żeby zbudować napięcie i wzbudzić ekscytację przed nadejściem nowego rozdziału w kwietniu. Punktem wyjścia do zrozumienia i ocenienia tego wydarzenia jest odrzucenie pojmowania tego jako film, więc w swojej ocenie skupię się głównie na nowym epizodzie.
Rzuć okiem: Jujutsu Kaisen: Cursed Clash – recenzja gry. Gojo tego nie uratuje
Zanim do tego przejdę, chciałbym jeszcze poruszyć kwestię całego seansu. Całość otwiera nam klimatyczny kadr lasu, z którego pochodzą główni bohaterowie z jednozdaniowym wstępem. Potem otrzymujemy szybką przejażdżkę po kolejnych arcach w rytm utworów zamykających epizody poszczególnych sezonów. Tu miałem pierwsze poczucie zawodu, ponieważ osoby niemające żadnego pojęcia o Demon Slayerze nic z tych retrospekcji nie wyciągną. Brak tu jakiegoś wyjaśnienia mogącego pomóc się odnaleźć w tej historii. Jedynym plusem takiego rozwiązania jest fakt, że widzimy, jak rozwijała się warstwa wizualna na przestrzeni lat. Wychodzi z tego swoiste portfolio studia Ufotable, które zyskałoby, gdyby twórcy dorzucili fragmenty reakcji fanów na wydarzenia w anime. Tym bardziej że zrobili to przy zwiastunach.
Dobra, ale po tej całej szybkiej podróży w czasie rozpoczynamy faktyczny seans i nie ukrywam – mam problem ze strukturą takiego wydarzenia. Kto w miarę orientuje się w anime, ten wie, że przeważnie pierwszy odcinek nowego sezonu wypełniony jest licznymi retrospekcjami z finału poprzedniego. W konsekwencji, kiedy zestawimy dwa takie epizody w jeden seans, to jesteśmy wielokrotnie zalewani poszczególnymi scenami. Dosłownie momentami różnią się one wyłącznie narracją oraz filtrem nałożonym na obraz. W pewnym momencie ma się poczucie lekko odgrzewanego kotleta.
Rzuć okiem: Monsters: 103 Mercies Dragon Damnation – recenzja anime
Odrzućmy jednak te mankamenty z całego wydarzenia i skupmy się już wyłącznie na premierowym epizodzie Demon Slayer: Hashira Training Arc. Tutaj od pierwszych chwil można przeżyć lekki szok. Odcinek otwiera nowa historia skupiona na Filarze Węża i Filarze Wiatru. Po raz pierwszy możemy zobaczyć w akcji Sanemiego oraz Obanaia i przekonać się na własne oczy, dlaczego cieszą takim szacunkiem wśród innych zabójców demonów. Wątek trwa dosłownie kilka minut i jest to prawdziwa uczta dla oczu, bo zarówno Oddech Węża, jak i Wiatru prezentują się wręcz fenomenalnie na ekranie. Po tym przejdziemy już do głównej osi fabuły, która w tym momencie nie opiera się na akcji, ale na postaciach. W szczególności poznajemy więcej szczegółów na temat relacji pomiędzy Filarami oraz bierzemy udział w planowaniu ich kolejnych ruchów.
Jednakże, czym byłby Demon Slayer, gdyby był pozbawiony humoru. W premierowym epizodzie mamy go mnóstwo i to właśnie wstawki komediowe są najlepszym elementem. Świetnie wykorzystano potencjał połączenia impulsywności Zenitsu z istotną zmianą u jego ukochanej Nezuko. Inosuke dalej bawi swoimi poronionymi pomysłami, a świetnym dodatkiem jest Mitsuri, która przypomina w swoich wypowiedziach Tanjiro.
Dodaj komentarz