Film do recenzji udostępnił dystrybutor Velvet Spoon, za co bardzo dziękujemy. Nie wpłynęło to na ocenę dzieła.
Spodziewaliście się, że będziecie mogli zobaczyć w kinach szwedzki slasher? No to, czym prędzej lećcie, bo Velvet Spoon wprowadził na polskie ekrany Diabelski młyn. Może i język trudny, ale formuła filmu już znana.
Diabelski młyn przedstawia nam historię Fiony, pracownicy lunaparku. Dziewczyna cierpi na coś na kształt stresu pourazowego, ale nie dowiadujemy się nic więcej. W Halloween zamiast spędzać czas z kumplami z pracy dostaje zadanie specjalne – zająć się licealistami, będącymi zwycięzcami wejściówek VIP. Okazuje się, że kobieta zna tę zgraję, a co więcej są od dawna skłóceni. Jej obowiązki i ich chęć zabawy sprawiają, że muszą spędzić wieczór wspólnie w gęstej atmosferze. Gdyby tego było mało, nagle w parku pojawia się poważne zagrożenie – zabójca w masce lalki. I powiedzcie mi, czy może być gęściej?
Tak, wiem, wiem… Diabelski młyn brzmi na papierze, jak każdy kolejny slasher i tak w ostateczności jest. Szwedzka produkcja garściami zgarnia pomysłu zza oceanu, ale robi to z pełnym szacunkiem do gatunkowego inwentarza. Relacje pomiędzy postaciami są nakreślone pokrótce, ale jesteśmy w stanie zrozumieć, kto z kim i za ile. Miejsce akcji jest ciekawe, bo rzadko w ostatnich latach zabójcze kino dzieje się w tak zamerykanizowanych miejscach, jak lunaparki. Dodatkiem extra do całości mieszanki jest mgła tajemnicy z przeszłości, którą scenarzyści powoli nam odsłaniają.
Rzuć okiem: Pan Crocket – recenzja filmu. Ta Twarz Brzmi Znajomo
Jednak to co może Was zainteresować na pewno przy okazji slashera, to główny villian i jego zabójcze kwalifikacje. Zabójca o lalkowej masce to postać godna miana prawdziwego zabijaki. Jego projekt potrafi zrobić wrażenie, choć jest bardzo prosty. Przypomina połączenie Babyface‘a z Śmierć nadejdzie dziś z maskami Nieznajomych. Niestety muszę przyznać, że ma dosyć ograniczoną śmiercionośną wyobraźnię. Kto ogląda produkcje tego gatunku, wie, że prawdziwą wartością tutaj są pomysłowe zabójstwa. Tutaj można znaleźć raptem takie jedno, co może wprowadzić nieco znużenia.
Aczkolwiek, Diabelski młyn to nadal fajny, lekki slasher, który powinien zadowolić wielbicieli gatunku. Fabularnie brzmi, jak kopiuj – wklej z innej produkcji, ale co z tego skoro to tutaj zwyczajnie działa? Wiemy, komu kibicować, kogo gnojić za swoje zachowanie, co wystarczy, żeby na choć chwilę się wkręcić. Miejsce akcji jest ogromne i świetnie sprawdza się, jako swojego rodzaju labirynt. Villian jest spoko i choć plot twistem z nim związanym śmierdzi na kilometr, w żaden sposób nie odbiera frajdy z dalszego seansu. I na koniec postacie… no właśnie Ci nasi bohaterowie okazuje się, że potrafią myśleć. Niejednokrotnie podczas oglądania slasherów łapałem się za głowę, widząc, co potencjalne ofiary odwalają. Tutaj tak nie jest, bo każda decyzja podejmowana przez licealistów jest w miarę racjonalna. Z przyjemnością się ogląda ich poczynania, gdyż po prostu nie mamy możliwości ich skrytykować. Plany są przemyślane i nawet spontaniczna ucieczka nie prowadzi do umysłowych kuksańców. Miło widzieć, że ktoś potraktował z szacunkiem bohaterów.
Dodaj komentarz