Grę do recenzji udostępniła firma EA Polska, za co bardzo dziękujemy. Nie wpłynęło to na ocenę tytułu.
Po dziesięciu latach od wydania Inkwizycji, BioWare powraca do świata Thedas z nową grą – Dragon Age: Straż Zasłony.
Po wielu trudnościach i restartach, studio ponownie stara się nawiązać do swojej złotej ery gier RPG. Powiedzmy sobie wprost, że każdy kolejny tytuł to jest być, albo nie być dla BioWare. Po największej z wpadek w postaci Anthem twórcy byli poniekąd zmuszeni do powrotu do korzeni i na pierwszy ogień rzucili nową grę z uniwersum Dragon Age o podtytule Straż Zasłony.
Przypomnijmy, że ostatnia odsłona Inkwizycja zakończyła się lekkim cliffhangerem związanym z Solasem. Historia w Dragon Age: Straż Zasłony przenosi gracza o 10 lat do przodu. W grze wcielamy się w Rooka, nową postać, którą możemy szczegółowo dostosować, także pod kątem przeszłości i frakcji, do których przynależy. Opowieść zalicza jednak bardzo powolny start, a początkowe rozdziały mogą odstraszać swoim chaotycznym prowadzeniem wątków i banalnymi dialogami. Mimo to, warto przetrwać te chwile, gdyż fabuła nabiera epickiego rozpędu, odkrywając nowe tajemnice świata.
Rzuć okiem: Call of Duty: Black Ops 6 – recenzja gry. Ponowne odświeżenie serii
Kolejnym irytującym elementem jest sam scenariusz. Mam wrażenie, że twórcy leniwie podeszli do pisania fabuły, ponieważ jest ona zarówno dziecinna, jak i robiona na skróty. Weźmy na przykład sytuację z początków gry. Wracamy do Lasu Arlathan, gdzie poznajemy Skaczących za Zasłonę. Nowi znajomi informują nas, że nie mogą znaleźć jednej elfki, a my oczywiście decydujemy, że chętnie pomożemy. Dosłownie parę kroków, jeden ubity pseudo-robocik i alleluja, pojawia się przed nami ów zaginiona. Takich sytuacji znajdziemy mnóstwo, ale ta właśnie stała się dla mnie swoistym symbolem.
Aczkolwiek pomimo tej fabularnej dziecinady muszę przyznać, że pod wieloma względami Dragon Age: Straż Zasłony staje się wyjątkowe dla całej serii. Antagoniści wprowadzają do tego uniwersum sporo mroku, a związana z nimi plaga i jej wpływ na środowisko i ludzi przypomina Diablo. Szkoda, że charakterystyka franczyzy uniemożliwia większej zgłębienie takiej charakterystyki.
Mechanika walki w Straż Zasłony przeszła znaczącą ewolucję – starcia stały się bardziej dynamiczne. Jednakże ta część bardziej przypominające akcje z God of War niż typowe RPG. System oferuje szybkie ataki, uniki, parowania oraz specjalne umiejętności, które ładują się podczas walki. Pomimo początkowego entuzjazmu, z czasem walki stają się jednak powtarzalne, a braki w różnorodności przeciwników oraz problematyczne celowanie potrafią irytować. Dodatkowo sporego downgrade’u doczekał się system kierowania towarzyszami. Dosłownie teraz sterujemy wszystkim w jednym panelu, więc naturalnie nie mamy już tyle możliwości, co wcześniej. Jest to o tyle niezrozumiałe, że sukces Baldur’s Gate 3 już udowodnił, że gracze chętnie sięgają po bardziej klasyczne RPG.
Rzuć okiem: Dziki Robot – recenzja filmu. Dreamworks znalazł jeden prosty sposób. Zobacz jak!
Jednakże największym rozczarowaniem mogą okazać się towarzysze. Choć BioWare słynęło z tworzenia charyzmatycznych postaci, w Dragon Age: Straż Zasłony bohaterowie są mało wyraziści, brakuje między nimi napięć i trudnych wyborów. Gra nie pozwala na konflikty wewnętrzne ani na budowanie głębokich relacji, a nawet romanse wydają się wymuszone i pozbawione większej emocji. Ba, powiedziałbym, że nasi kompani są na tyle nudni, że zwyczajnie odechciewa się ich bliżej poznawać.
Pod kątem wizualnym gra prezentuje się pięknie, szczególnie pod względem krajobrazów i projektów lokacji. Zobaczymy zarówno tajemnicze elfickie ruiny, majestatyczne miasta, jak i mroczne bagna. Niemniej, stylistycznie Dragon Age: Straż Zasłony bardziej przypomina kolorową opowieść niż surowe fantasy, co może odbić się na odczuciach wieloletnich fanów serii. Nowa odsłona przy poprzednich wygląda, jak Akademia Pana Kleksa przy Władcy Pierścieni.
Dodaj komentarz