Emilia Perez – recenzja filmu. Jedno wielkie ALE

Emilia Perez to bez wątpienia produkcja, która od pierwszych zapowiedzi cieszy się ogromną sławą i zainteresowaniem. Uznany reżyser, Zoe Saldana i Selena Gomez w obsadzie, oraz tematyka łącząca w sobie kino gangsterskie, wątek transpłciowy oraz musical w stylu urban. Samo takie połączenie sprawiło, że aż chciało się tego doświadczyć, a sezon nagrodowy tylko jeszcze bardziej rozbudził ciekawość.

Przyszło jednak, co do czego, a w ostatnim czasie widać więcej narzekania, niż zachwytów nad najnowszym filmem Jacquesa Audiarda. I można by to puścić mimo uszu, gdyby slowa krytyki płynęły wyłącznie z rynku okołofilmowego, czy dziennikarskiego. Jednak jeśli do dyskusji włączyli się sami Meksykanie, to znaczy, że coś mogło pójść nie tak. Nie ukrywam, że właśnie przez to mój entuzjazm płynący z wyprawy do kina nieco zmalał. Ubrany w przeświadczenie, że warto będzie samemu ocenić, wybrałem się na seans i już wszystko wiem. Emilia Perez jest DZIWNA.

W filmie poznajemy Ritę, niedocenianą prawniczkę, która dostaje propozycję z kategorii nie do odrzucenia. Okazuje się, że zleceniodawcą jest narkotykowy baron Manitas, a jej zadaniem ma być dopełnienie formalności związane ze zmianą płci. Kierowana rządzą zarobku, bohaterka przyjmuje ofertę i znakomicie radzi sobie z realizacją zadania. Kiedy wydaje jej się, że wszystko zostawiła za sobą, spotyka na swojej drodze efekt swoich działań – Emilię Pérez. Jednakże teraz to pełna empatii, charyzmatyczna filantropka walcząca o Meksyk.

Rzuć okiem: Ranking filmów Guillermo Del Toro

emilia perez
kadr z filmu

Skoro już mowa o fabule, to warto podkreślić, że to właśnie ona jest największym plusem produkcji Audiarda. Emilia Perez pomimo swojego tytułu nie opowiada wyłącznie o jednej osobie. Powiedziałbym prędzej, że film wykorzystuje historię 3 kobiet, których losy się splatają w najmniej oczywistym momencie po to, by odpowiedzieć na jedno pytanie – Co nas określa jako człowieka: przeszłość, czy to jak nas ludzie zapamiętają? Otóż pod tym względem Emilia Perez jest łatwa do interpretacji. Widać, że Audiard nie pozostawia widzowi kilku dróg do zrozumienia swojego dzieła, a raczej stawia na jeden konkretny wniosek. Nikt przecież nie rozpaczał po Manitasie prócz jego rodziny, a tytułowa filantropka staje się swojego rodzaju symbolem dla szukających nadziei. I niestety, choć sama historia stawia kolejne kroki do wzbudzenia w nas poczucia refleksji, to ostatecznie cierpi na niesamowitą ilość problemów odbierających przyjemność z seansu.

Zacznijmy od tego, co najbardziej rzuca się w oczy, a może bardziej uszy, czyli warstwy musicalowej. Tak, warto przypomnieć, że Emilia Perez to musical. Można powiedzieć, że dosyć wyjątkowy, bo zrywa z grzeczną popową, czy broadwayowską otoczką, by postawić na twardy urbanowy klimat, pozbawiony jakiejś większej muzycznej głębi. I choć nie przeszkadza to zbytnio przy pierwszym utworze, to już dalej jest coraz gorzej. Już nie chcę rozwodzić się nad wątpliwej jakości rapem Rity ze sprzątaczkami w tle, czy piosence z Bangkoku, ale nie mogę wyjść z wrażenia, że Audiard nie do końca wiedział, jak tworzyć w tym gatunku. Z jednej strony mocno realizatorsko akcentuje wybrane utwory, a z drugiej wpycha partie wokalne w normalne dialogi pomiędzy bohaterami. Można to tłumaczyć przy jednokrotnym wykorzystaniu tego zagrania, ale w ciągu pierwszego aktu reżyser korzysta z tego kilkukrotnie.

Rzuć okiem: Kompletnie nieznany – recenzja filmu. Tymoteusz Nudziarz

emilia perez
kadr z filmu

Same utwory są pewną symboliką tego, co jest zdecydowanie największym problemem filmu – crindżowe teksty i nienaturalne dialogi. Wróćmy na przykład do sceny w Bangkoku, gdzie personel medyczny, jak mantra powtarza Man to Woman, Woman to Man… praktycznie ograniczając nam możliwość zetknięcia się z ambitniejszym tekstem. Okej, w tym momencie można by to tłumaczyć koncepcją artystyczną, ale co powiecie na sexy telefon od Seleny Gomez, która zapewnia, że po ostatnim spotkaniu z kochankiem cytuję: Nadal ją piecze c**a? Właśnie takie bzdurne momenty sprawiają, że ciężko nam się zaangażować w prezentowaną nam historię. Dodajmy do tego fakt, że tylko dosłownie jeden utwór niesie ze sobą jakąś wartość muzyczną i co ważne tekstową. Mowa oczywiście o El Mal, które może też się poszczycić niesamowitą realizacją.

No dobra, ale patrząc na ostatnie nagrody i nominacje, można wywnioskować, że film stoi twardo na aktorskich kreacjach. Otóż nawet tutaj można wrzucić parę minusików. Selena Gomez zalicza mocny powrót na kinowy ekran, jednakże jej kreacja stojącej na rozstaju dróg wdowy nie ma możliwości zbytnio wybrzmieć przez ograniczony czas. Z kolei Karla Sofia Gascon, choć nie gra żle, to ciężko powiedzieć, żeby zasłużyła na takie uznanie. Na pewno nie zasłużyła na Oskara. Osobiście liczę, że go nie dostanie, bo to będzie jedynie kolejny dowód, że można dostać najważniejszą nagrodę filmową za byle jaką rolę – tylko, żeby się wpisać w wymagania. Honor swoich koleżanek z planu ratuje Zoe Saldana, która z każdą kolejną chwilą przejmuje ekran tylko dla siebie.

https://linktr.ee/flowpop

Emilia Perez – Ocena

Emilia Perez – Ocena
4 10 0 1
Emilia Perez to film piękny w swojej obudowie, a niesamowicie pusty w środku. Audiard postarał się, że widoczki były piękne, praca kamerą i ujęcia zachwycają, a choreografie są lepsze niż same piosenki. Co więcej ten dualizm można przenieść dosłownie na każdą warstwę tej produkcji.
Emilia Perez to film piękny w swojej obudowie, a niesamowicie pusty w środku. Audiard postarał się, że widoczki były piękne, praca kamerą i ujęcia zachwycają, a choreografie są lepsze niż same piosenki. Co więcej ten dualizm można przenieść dosłownie na każdą warstwę tej produkcji.
4/10
Total Score

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *