Furiosa: Saga Mad Max – recenzja na MAX. Pustkowia na ekranie i w scenariuszu

Furiosa: Saga Mad Max to film, który, mimo potencjału, niestety nie spełnia oczekiwań.

Film George’a Millera, będący prequelem do uwielbianej Mad Max: Na drodze gniewu, wydawał się pewnym hitem. Jednak mimo tego, że Fury Road zyskało status kultowego klasyka, jego sukces finansowy był umiarkowany, co teraz powtarza się w przypadku Furiosa.

Zacznijmy jednak od najważniejszego, czyli fabuły. W świecie pogrążającym się w chaosie, młoda Furiosa zostaje porwana z Zielonego Miejsca Wielu Matek przez brutalną Hordę Bikerów, dowodzoną przez bezwzględnego watażkę Dementusa. Po przemierzeniu niebezpiecznych Pustkowi, trafia do Cytadeli, gdzie rządzi Wieczny Joe. Wkrótce między dwoma tyranami wybucha walka o dominację. Tymczasem bohaterka, stawiając czoła kolejnym próbom, musi zebrać siły i zasoby, by odnaleźć drogę do domu i odzyskać wolność.

Rzuć okiem: Deadpool & Wolverine – recenzja filmu. Marvel Jesus kontra korporacja

Jednym z moich głównych zarzutów wobec filmu jest nadmiar CGI. O ile wcześniejsze filmy z serii Mad Max zachwycały surowością i realistycznym przedstawieniem postapokaliptycznego świata, o tyle Furiosa tonie w komputerowych efektach, które odbierają jej charakterystyczną atmosferę. Zamiast prawdziwej, przerażającej pustyni, widzimy sztuczne krajobrazy, co sprawia, że świat przedstawiony w filmie traci na wiarygodności. Największym problemem wynikającym z nadmiernego CGI są jednak zwierzęta. Psy wyglądają tak sztucznie, że nie są w stanie wywołać strachu w jednej z kluczowych scen.

Fani Mad Max: Na drodze gniewu od początku obawiali się o jakość tej kontynuacji, zwłaszcza po pierwszym zwiastunie. Wybór Anyi Taylor-Joy do roli młodej Furiosy budził mieszane odczucia, szczególnie że postać ta była wcześniej kojarzona z Charlize Theron, która nadawała jej siły i charyzmy. Również Chris Hemsworth, wcielający się w antagonista Dementusa, nie ratuje sytuacji, grając przesadnie wulgarną postać, która wydaje się karykaturą złoczyńcy.

Rzuć okiem: Madame Web – recenzja na MAX. W sieci absurdu

furiosa

Wróćmy na chwilę jednak do fabuły i pościgowych atrakcji. Siłą poprzednika Furiosy była wysoka intensywność, która podnosiła poziom adrenaliny. Choć plot polegał na zasadzie pojedź w jedną stronę i wróć, to nadal można było to wybaczyć. Przy okazji najnowszej produkcji ze świata Mad Maxa postanowiono postawić na bardziej rozbudowaną fabułę. Wszystko fajnie, pięknie, gdyby nie było to tak nijakie. Pierwsze dwa akty są zwyczajnie nudne, a dalsze cierpią na brak odpowiedniego tempa. Dodatkowo mimo dynamicznych pościgów i scen akcji, brak tutaj emocjonalnej głębi, która sprawiała, że wcześniejsze filmy z serii były czymś więcej niż tylko widowiskiem. Film jest wypełniony scenami pościgów, które po pewnym czasie stają się nużące i tracą na intensywności.

https://linktr.ee/flowpop

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *