Po niespełna 5 latach od pilotowego odcinka, który pojawił się na YouTube, Hazbin Hotel doczekał się swojej pełnoprawnej premiery na Prime. Niedawno zakończył się pierwszy sezon i trzeba przyznać, że warto było tyle czekać.
Rzadko spotyka się serial, który już przed premierą ma swoją rzeszę fanów i spory fandom. Wszystko za sprawą tak naprawdę jednej osoby, czyli Vivienne Mendrano. 10 lat temu zadebiutował pierwszy filmik na kanale Vivziepop, gdzie reżyserka wrzucała swoje pierwsze krótkie animacje. Już wtedy można było dostrzec poprzez liczne demoniczne nawiązania, czy kreacje zbliżone do furry, że artystce bliżej do treści skierowanych do dorosłych. Po jakimś czasie na kanale zaczęły się pojawiać kolejne projekty postaci. Wszystkie były zrzeszone pod jedną nazwą, która utrzymała się do teraz, czyli Hazbin Hotel. Twórczyni udało się w końcu po 6 latach od debiutu na kanale wypuścić pilotażowy odcinek dający jej mega rozgłos. Czemu więc musieliśmy czekać tyle czasu na pełnoprawny serial? Po premierze Vivienne skupiła się na innej produkcji o tytule Helluva Boss. Doczekała się nawet dwóch sezonów i również zyskała ogromną rzeszę fanów. Coś, co miało być spin-offem do historii piekielnego hotelu, przejęło pałeczkę pierwszeństwa. Przyszedł jednak 2024 rok i mamy to. Hazbin Hotel i jego mieszkańcy trafiają do biblioteki Amazon Prime.
Rzuć okiem: Percy Jackson i bogowie olimpijscy – recenzja 1. sezonu. (Nie)Boski serial
Zaczyna się niewinnie. Pierwszy odcinek otwiera reinterpretacja historii Adama i Ewy, według której pierwszą kobietą w raju była Lillith. Niestety jak się możecie domyśleć, nie zagrzała tam miejsca, ponieważ zakochała się w pewnym upadłym aniele o imieniu Lucyfer. Ten związek był punktem prowadzącym do powstania piekła niosącego dumną nazwę Pentagram City. Niestety miasto boryka się co jakiś czas z przeludnieniem prowadzącym do corocznych anielskich egzekucji. W tym miejscu poznajemy Charlotte Morningstar, księżniczkę piekła, a prywatnie córkę demonicznych zakochanych. Jej marzenie jest dosyć osobliwe, jak na warunki, w jakich żyje na co dzień. Otóż otwiera ona hotel rehabilitacyjny mający udowodnić, że nawet demon może się nawrócić i dostąpić odkupienia. Wszystko to, by zapobiec kolejnej rzezi.
Hazbin Hotel jest animacją dla dorosłych i korzysta z całego dobrodziejstwa inwentarza. Liczne wulgaryzmy, sceny upicia alkoholowego, lejąca się krew wokół, to narzędzia, którymi animatorka posługuje się bez problemu , ale nie są one pustym ozdobnikiem. Świetnie to się komponuje ze światem serialu to raz, a dwa wpływa również na to, z jakimi problemami będziemy się spotykać. Historia bowiem nie skupia się wyłącznie na Córze Piekła, a stawia mocny akcent na pensjonariuszy hotelu. Każdy z gości trafił do przybytku przypadkiem lub nie z własnej woli, ale to ich historie są olejem napędowym fabuły i rozwoju głównej bohaterki.
Rzuć okiem: Dziewczyna Influencera – recenzja filmu. Pierwsze było jajko…
Weźmy, chociażby na przykład postać Angel Dust, piekielnej gwiazdy porno. Z początku jest nam prezentowana, jako pewna i dumna z siebie postać, ale z czasem dowiadujemy się, że coś skrywa, niekoniecznie zgodnego z wizerunkiem i z wypiekami na twarzy obserwujemy, jak rozwija się z odcinka na odcinek, pokonując kolejne słabości. Angel pokazuje, jak twórczyni serialu zadbała o to, żeby bohaterowie pomimo swojej demonicznej aparycji byli przede wszystkim ludzcy. Jednakże tutaj znajdzie się miejsce na demona, którego potencjał dopiero ujrzymy w drugim sezonie. Mowa o Alastorze, moim osobistym faworycie. Poznajemy go, jako pomocnika Gwiazdy Zarannej w hotelu i tylko dostajemy szczątkowe informacje o jego przeszłości i jego mocy. Dostrzegamy zaś wyłącznie jego tajemniczość i ironiczność podbijaną przez jego radiowy głos. Dodatkowo cieszy się on szacunkiem i strachem wśród innych demonów, więc to tylko buduje ścieżkę ku rozwinięciu w drugim sezonie.
Ogromnym plusem produkcji jest jej sfera audiowizualna, która przywodzi na myśl kreskówki Cartoon Network z lat 90/00. Świetnie w szczególności wypadają sceny śpiewane, bo tu trzeba wspomnieć, że serial przybrał formę musicalu. Niestety same piosenki nie dorównują swojej wizualnej otoczce, a sam najchętniej wywaliłbym kilka z produkcji. Trzeba jednak przyznać, że nadal repertuar jest nad wyraz różnorodny od typowych popowych melodii, przez bardziej rockowe, czy elektroniczne aż po ballady. Każdy znajdzie swojego faworyta.
Dodaj komentarz