Ice Spice, raperka z Nowego Jorku, a zarazem fenomen rodem z TikToka w końcu wypuściła swój debiutancki album o tytule Y2K!. Tylko, czy na pewno jest się z czego cieszyć…?
Y2K! jest bowiem albumem, który w trakcie odsłuchu może wywołać poczucie, że nasze uszy nie działają za dobrze. Ciężko uwierzyć, żeby w naszych czasach wyszła płyta, aż tak monotonna, irytująca i kompletnie pozbawiona smaku. Na twrającym 23 minuty krążku znaleźć, choć jeden działający element. Szlagierowym przykładem jest bas, który swoją nachalną i głośną charakterystyką przysłania wszystkie inne elementy, nadając utworom sztuczną wibrację.
Stylistycznie album próbuje być wszechstronny przeskakując między gatunkami. Oh Shhh wskakuje na rytmikę drillu. Bitch I’m Packin’ oraz Plenty Sun uderza trapem. DidItFirst próbuje zaskoczyć samplem. Z kolei kończący album Think U The *** (Fart) przybiera już nieco popowych barw dzięki syntetycznym hookom. Wszystko to jest jednak związane jedną wspomnianą nicią, czyli wszechobecnym, przesterowanym basem, który nie pasuje do żadnego z tych stylów. Czy ten RIOTUSA nauczy się produkować coś znośnego?
Rzuć okiem: Od razu byłem „zajarany”. Wywiad z Michałem Sieńkowskim
Leniwy flow Ice Spice sprawia, że wszystkie te elementy wydają się jeszcze bardziej rozproszone, jakby każdy z nich był nagrywany w osobnym studiu, a finalny miks został zrobiony przez kogoś z lekkim niedosluchem. Efekt ten pogłębia się przez to, jak monotonne są poszczególne utwory. Refreny są banalne, niedopracowane i, pomimo zmian stylu, wyjątkowo jednostajne, dzięki nieustannie obecnemu, męczącemu basowi. To samo dotyczy tekstów – proste refreny powtarzają się w kółko, rymy są zbyt przewidywalne, a tematyka nieustannie powielana, co sprawia, że całość wydaje się wyjątkowo niedojrzała i odpychająca. Dodatkowo raperka raz po raz powiela swoje własne wersy znane już z EP-ki, czy pojedynczych tracków. Dziwnie, że pomimo młodego wieku już uderza w chamski, tekstowy recykling.
Dodaj komentarz