Po ponad 20 latach i ośmiu albumach studyjnych można było wyczuć w twórczości Kings Of Leon lekkie znużenie i wkradającą się monotonnie. Jednakże przy Can We Please Have Fun zespół postanowił wrócić do swoich korzeni. W konsekwencji dostajemy jeden z ich lepszych albumów od lat.
Nie jest dobrze… nie jest też źle… Można powiedzieć, że jest średnio – właśnie tym cytatem można by podsumować ostatnie poczynania zespołu Kings of Leon. Albumu When You See Yourself z 2021 roku nie można określić mianem niewypału. Niestety pomimo jego lekkiego blasku zniknął momentalnie po premierze. Jednakże przy Can We Please Have Fun zespół postanowił zgodnie z tytułem się troszkę zabawić i odpocząć (?).
Rzuć okiem: Taylor Swift – THE TORTURED POETS DEPARTMENT – recenzja płyty
Wszystko to wynika nie tylko z powrotu do pracy w studiu Dark Horse w Tennessee, ale i zatrudnieniu zespół producenta z doświadczeniem w popie, Kida Harpoona. Właśnie to jego doświadczenie, wkład w pracę przy albumie i wynikające z tego poczucie bezpieczeństwa pozwoliło zespołowi na więcej relaksu.
Od pierwszego singla Mustang słychać, że zespół gra i brzmi w sposób nie wymuszony. Kings Of Leon odzyskali na Can We Please Have Fun swoją charakterystyczną atmosferę, łącząc się ponownie z tym, co sprawia, że są tak ekscytującym zespołem rockowym. Split Screen rozpoczyna album w mocny, wręcz filmowy sposób, przypominając o wcześniejszych osiągnięciach zespołu.
Rzuć okiem: ScHoolboy Q – Blue Lips – recenzja płyty
Warto odnotować, jak dynamiczny i bezpośredni jest ich najnowszy album. Najlepiej sprawdza się, kiedy jest on pełen emocji i prostoty. Ballerina Radio otwiera się z impetem, a opadająca linia basu w Rainbow Ball przywodzi na myśl radosną zabawę. Nowhere To Run uderza zbliżoną stylistyką do Motown, ale jego gitary i mocny, porywający refren są czystym post-punkiem, który wybrzmiewa również w Nothing to Do.
Niestety nie wszystkie elementy pasują tutaj idealnie. Czasami mam wręcz wrażenie, że płyta cierpi na brak odpowiedniego wyważenia, który element ma w danym momencie wybrzmieć. Raz dostajemy chaotycznie hałaśliwe wykonania, tylko po ty by przy następnym utworze dostać linie niesamowicie płaską. Nie wpływa to korzystnie na strukturę całego albumu, ale nadal można tu mówić o satysfakcji i braku poczucia zmarnowanego czasu.
Dodaj komentarz