Zespół Datûra to mieszanka post-metalu, progresji i dark-folku. Band powstał w 2020 roku w Warszawie, a w 2022 roku wydał swój minialbum zatytułowany Datûra, który z miejsca wzbudził zainteresowanie mediów i słuchaczy. Grupa miała okazję zaprezentować się na wielu koncertach, w tym na festiwalu Summer Dying Loud. Tym razem ekipa wróciła za sprawą nowego singla Venom. Z tej okazji mogłem zadać członkom bandu parę pytań.
Krystian Błazikowski (KB): Jak powstał zespół Datûra i jakie są wasze inspiracje przy tworzeniu muzyki?
Albert (A): Pierwsze zalążki kapeli powstały w 2019, kiedy napisałem kilka kawałków, które miały podobną atmosferę. Niedługo potem, bo w 2020, poprzez ogłoszenia znalazłem Maję i wspólnie napisaliśmy kilka kolejnych utworów. Kilka miesięcy później mieliśmy już pełny skład i zaczęliśmy pracować nad materiałem wspólnie. Nasze inspiracje to Emma Ruth Rundle, Anna von Hausswolff, Amenra, Siouxsie and the Banshees, Crippled Black Phoenix, Alcest, Leprous, Cult of Luna, Neurosis, Oranssi Pazuzu i wiele innych.
Maja (M): Jeśli chodzi o mnie, to post-metal jako taki poznałam dość późno i dziś słucham go bardzo sporadycznie. Moje ulubione gatunki muzyczne to przede wszystkim punk rock z lat 70tych, post-punk, ambient, doom metal, drone, rock eksperymentalny, noise, garage rock i wszystko, co można nazwać muzyką psychodeliczną. Rok 2019 był dla mnie bardzo intensywny pod kątem poznawania muzyki – jeździłam na wiele koncertów, dzieliłam się muzycznymi odkryciami z ludźmi, a w międzyczasie tworzyłam swoje eksperymentalne, ambientowe utwory. W tamtym czasie poczułam, że w końcu muszę znaleźć ludzi, którzy tak jak ja, chcą stworzyć zespół i po kilku miesiącach poszukiwań, natknęłam się na ogłoszenie Alberta. Okazało się, że nasze gusta muzyczne mają dużą kompatybilność.
Rzuć okiem: Rebel Moon – część 2: Zadająca rany – recenzja filmu
KB: Skąd pomysł na połączenie post-metalu, progresji i dark-folku?
A: Elementy dark-folku były w naszej muzyce od początku. Post-metal wydaje się po prostu dobrą łatką do określenia tego, co robimy. Odchodzimy od tradycyjnej aranżacji utworów i staramy się stworzyć atmosferyczną opowieść, a to wydaje się robić post-metal. Na pewno dokłada się też do tego nasze zamiłowanie do ambientowych brzmień. Co do elementów zaczerpniętych z progresywnego metalu, to wynika to głównie z naszej miłości do łamania metrum. 🙂
M: Myślę, że początkowo nie mieliśmy jakiegoś szczególnego planu na to, jakie gatunki muzyczne połączymy ze sobą. To wypłynęło z nas samo. Lubimy dłuższe kompozycje, bo pozwalają na większą immersję, na zagłębienie się w świat utworu i pozostanie w nim nieco dłużej. Określenie dark-folk wydaje się być dla nas spójne nie tylko z warstwą muzyczną, ale też liryczną. Poza tym uwielbiamy muzykę takich artystów jak Wardruna, Eivør, Desiderii Marginis, Peter Bjärgö, Arcana, Faun, czy Daemonia Nymphe.
KB: Czy możecie opowiedzieć nam więcej o waszym najnowszym singlu Venom? Jak powstał ten utwór?
A: Jest to jeden z najdłużej dojrzewających utworów jakie mamy. Zalążki powstały jeszcze w 2020 roku i kawałek wyglądał wtedy o wiele inaczej. Dopracowaliśmy go dopiero w momencie, gdy nasza stylistyka się wyklarowała i wiedzieliśmy dokładnie, co chcemy grać. Był moment, kiedy wyrzuciliśmy do kosza całą druga połowę utworu i napisaliśmy ją od nowa.
Rzuć okiem: Potrzebowałam dojrzeć. Wywiad z Muską
KB: Jaki jest kontekst tekstu utworu Venom? Co chcieliście wyrazić poprzez symboliczną akcję ucinania sobie głowy?
M: Ucinanie głowy to symbol pozbywania się ogromu myśli, uspokajania trajkoczącego umysłu, a także powstrzymywania się przed nadmierną analizą i racjonalizacją. My, ludzie najczęściej utożsamiamy się z naszymi głowami, jakoby były centrum naszego ciała. Większość czasu „przebywamy” w głowie. Wynieśliśmy sferę rozsądku ponad sferę emocji.
Podmiot liryczny utworu Venom to osoba, którą męczy ogrom informacji otrzymywanych ze świata zewnętrznego, odczuwa przebodźcowanie i w związku z tym balansuje na granicy szaleństwa. Szukając ukojenia, udaje się we śnie do świata wodnych istot. Tam odnajduje przerażającą wizję naszej planety z przyszłości – zanieczyszczonej i zaniedbanej przez ludzką ignorancję, samolubność i brak empatii. Słowo ‘venom’ niesie za sobą dwa znaczenia – ‘trucizna’, ale także ‘złośliwość’. Oczyszczenie, o które proszą istoty wody odnosi się do działań ekologicznych, ale także do refleksji nad treścią naszych myśli. To my decydujemy o tym, czy chcemy pić wodę czystą, czy zatrutą.
KB: Jakie emocje i przemyślenia chcecie wywołać u słuchaczy poprzez waszą muzykę?
A: Jak to bywa w tym stylu muzycznym, poruszamy się raczej po gamie negatywnych emocji. Je najłatwiej jest nam wyrazić swoją muzyką. Mieszanina delikatności z agresją jest na pewno jednym z motywów przewodnich.
M: Dodałabym jeszcze motyw buntu i nostalgii.
Rzuć okiem: Ale ze mnie dziad!. Wywiad z Ignacym Puśledzkim
Jakie są wasze plany na przyszłość, zwłaszcza związane z premierą waszej nadchodzącej płyty? Czy możemy spodziewać się jakichś zmian w waszym brzmieniu lub podejściu do tworzenia muzyki?
A: Na ten moment chcemy dotrzeć ze swoją muzyką do ludzi, którym ta muzyka coś da. Za każdym razem, gdy ktoś powie nam, że poruszyliśmy coś w nim swoim graniem, daje nam to energię do działania. Oczywiście chcemy pokazać się możliwie jak najszerszej publiczności, a z drugiej strony coraz staranniej dobieramy sobie miejsca i towarzystwo na koncerty. Pokazywanie się w towarzystwie zespołów, które są względem naszej muzyki komplementarne to też jest sztuka i kładziemy na to nacisk. Żadnych rewolucji w brzmieniu i stylistyce nie przewidujemy. Czujemy, że w stylistyce jaką sobie wypracowaliśmy mamy jeszcze dużo do powiedzenia.
M: Myślę, że nie możemy na razie mówić o jakiejkolwiek zmianie stylu, bo prawdę mówiąc utwory, które znalazły się na LP powstały mniej więcej w tym samym czasie, co utwory z EP. Co ciekawe przy nagraniu EPki mieliśmy skomponowanych 12 kawałków, ale niektóre z nich wymagały jeszcze dopracowania, poza tym nie chcieliśmy dzielić się wszystkim na raz. Jeśli ktoś dostrzeże jakąkolwiek “zmianę” stylu, to pewnie dlatego, że każdy z utworów jest nieco inny. Jesteśmy dość eklektyczni. 😉 Dodam od siebie, że mam nadzieję, że w przyszłości pojawi się więcej eksperymentalnych brzmień w naszej muzyce, ale czas pokaże.
Rzuć okiem: Wolnością jest ciekawość siebie. Wywiad z Julitą Zielą Zielińską
KB: Czy możecie nam powiedzieć więcej o waszych doświadczeniach koncertowych? Jakie są wasze ulubione miejsca do występów i dlaczego?
A: Koncerty grać lubimy, to na pewno. Daje to o wiele bliższy kontakt ze słuchaczami i ich reakcjami, niż cyferki ze Spotify i komentarze na Facebooku. Zagraliśmy wiele koncertów, z których jesteśmy dumni, a także kilka takich, które wyszły średnio. Z tych najlepszych możemy na pewno wspomnieć o naszym występie w Krypcie na Summer Dying Loud. Nigdy wcześniej i nigdy później nie mieliśmy tak dużej widowni. Spotkaliśmy się tam z niezwykle ciepłym przyjęciem, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni. Możemy też wspomnieć o Post Mortem w Toruniu, naszej ostatniej wizycie na Scenie Zgrzyt w Olsztynie wraz z Defying i Goryczą, i o koncercie w nowym katowickim klubie Piąty Dom, gdzie zagraliśmy z BHP i Pure Bedlam.
KB: Czy w procesie tworzenia muzyki istnieją jakieś konkretne rytuały lub techniki, których używacie, aby się zainspirować?
A: Większość naszej muzyki powstaje w zaciszu domowym. Tak powstają szkielety utworów, które później dopracowujemy na próbach. Często ktoś dorzuci do kawałka jakiś pozornie drobny pomysł, który później całkowicie zmienia kierunek całości. Staramy się pisać muzykę w taki sposób, żeby brzmiała ona dobrze nie tylko ładnie poukładana na komputerze, ale też na próbach i przede wszystkim – koncertach.
M: W moim przypadku nie potrzebne są żadne rytuały, żeby wywołać inspiracje. Mam zawsze ogrom pomysłów, natomiast nie mam wystarczająco czasu, żeby przerzucić te pomysły na papier. Natomiast jeśli chodzi o komponowanie wokali, to zawsze komponuję najpierw melodię używając przy tym nieistniejącego, wyimaginowanego języka, która ma w sobie już pewną wartość muzyczną i znaczeniową. Teksty powstają dopiero później, dopasowuję wtedy różne historie lub wizje do tej warstwy znaczeniowej, która już powstała. Innymi słowy, to muzyka dyktuje język i znaczenie. Nie lubię też niczego planować. Uważam, że trzeba poddać się procesowi, otworzyć się na to, żeby muzyka wypłynęła z Ciebie.
Rzuć okiem: Muzykę traktuje jako autoterapię. Wywiad z Maćkiem Starnawskim
KB: Jakie są wasze marzenia i cele jako zespół muzyczny? Czy macie jakieś konkretne miejsca, na których chcielibyście wystąpić lub osiągnięcia, których chcielibyście dokonać?
A: Marzy nam się kilka występów. Chyba naszym najbardziej ambitnym marzeniem jest zagrać na holenderskim Roadburn Festival, a z tych przyziemnych – bylibyśmy bardzo zadowoleni z wystąpienia na Mystic Festival w Trójmieście.
M: Fajnie byłoby też zagrać na Amplifeście w Portugalii. Poza tym, marzy nam się koncert w kościele!
Dodaj komentarz