Monsters: 103 Mercies Dragon Damnation – recenzja anime

Szaleństwo na One Piece trwa w najlepsze. Po sukcesie adaptacji live-action Netflix się nie zatrzymuje i zapewnia coraz to więcej atrakcji dla fanów świata autorstwa Eiichirō Ody. Najnowsze odcinki oryginalnej serii na bieżąco wlatują do biblioteki giganta streamingu, zapowiedziano remake, za które odpowiedzialne jest WIT Studio, a na dokładkę dostaliśmy jednoodcinkową ekranizację mangi będącej swoistym prequelem do historii Załogi Słomkowego Kapelusza. Oto Monsters 103 Mercies Dragon Damnation.

Mówiąc we wstępie o szaleństwie, miałem na myśli również samego siebie. Netflixowa adaptacja One Piece była jednym z powodów, dlaczego postanowiłem wrócić do oryginalnego anime. Wrócić, to znaczy zacząć od nowa, bo z pierwszej próby nadrobienia serii sprzed 5/6 lat nie pamiętałem zupełnie nic. Na moje nieszczęście wychodzą cały czas kolejne odcinki, ale uniwersum się zaczęło rozrastać i na chwilę mogłem odskoczyć od przygód Luffy’ego, by poznać krótką historię legendarnego samuraja Shimotsuki Ryumy.

Rzuć okiem: Chłopiec i czapla – recenzja filmu. Wystarczyła tylko czapla…

Zanim jednak skoncentruje się na samej ekranizacji Monsters, chciałbym przybliżyć wam materiał źródłowy. Otóż to jedno-rozdziałowa manga autorstwa Eiichirō Ody, która ujrzała światło dzienne 30 października 1994 roku, czyli 3 lata przed publikacją One Piece. Najciekawszym jest jednak fakt, że poprzednika legendarnej serii zaliczono do kanonu. Całość otwiera opowieść narratora o skradzionym smoczym rogu dziesięć lat temu. Ten artefakt posiadał niezwykłą moc, ale nikt nie pamięta, jak został skradziony, ponieważ w tym czasie smok zniszczył wioskę. Następnie poznajemy naszego głównego bohatera. Dzieje się to w momencie, kiedy mężczyzna zostaje wyrzucony z restauracji, gdy nie może zapłacić za posiłek. Strój wskazuje, że to szermierz, który w tych stronach jest kompletnie nieznany. Za to cel ma jasny – zostać najlepszym z wojowników. W tym momencie zaczyna się krótki, lecz intensywny rozdział z życia Shimotsuki Ryumy.

Przejdźmy, więc od razu do tego, co Monsters 103 Mercies Dragon Damnation robi nadzwyczaj dobrze. Twórcy adaptacji mangi Ody świetnie przenieśli klimat z oryginału i zamknęli fabułę pełną twistów fabularnych w 25 minutach. W tym czasie widz nawet na chwilę nie może oderwać wzroku od ekranu, bo po prostu przegapi istotny element układanki. Fabuła prowadzi nas tak, żebyśmy poznając każdą ważną postać, odczuli w przeciągu seansu jak najwięcej różnych emocji od podziwu do pogardy, czy od litości do szacunku. Wypełnione jest to absolutnie fantastyczną animacją, która w zależności od sytuacji zmienia swój styl. Fani anime znajdą tu między innymi scenę graficznie przypominającą kadry z mega popularnego Shibuya Arc w Jujutsu Kaisen. Wszystko to sprawia, że dostajemy krótki, lecz intensywny seans zarówno pod względem fabularny, jak i graficznym. Prawdziwą gratką dla fanów One Piece będzie epilog, ale nie chcę niczego zdradzać.

Monsters: 103 Mercies Dragon Damnation, pomimo swojej długości to dzieło wyjątkowe. Animacja doskonale przenosi klimat źródłowego materiału, prezentując historię samuraja Shimotsuki Ryumy. Zaskakujące zwroty fabularne, intensywne emocje i dynamiczna animacja przyciągają uwagę widza, stanowiąc świetny dodatek dla fanów uniwersum One Piece.

Ocena:

9/10

Źródło obrazka wyróżniającego: kadr z anime

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *