W 2024 roku miejsce miały dwie ważne premiery w dorobku legendarnego Akiry Toriyamy, czyli growa oraz animowana adaptacja Sand Land, młodszego brata przygód Goku. Anime niedawno miało swój wielki finał, więc przyszedł czas podsumowań.
Sand Land zabiera nas do świata autorstwa legendy mangii Akiry Toriymy. W anime poznajemy Księcia Demonów Belzebuba, który żyje na terytorium demonów w tytułowej piaszczystej krainie. Pewnego dnia u jego wrót staje nieznany człowiek, szeryf pobliskiej wioski. Za jego prośbą i zgodą ojca, Króla Demonów Lucyfera, wyrusza w podróż po pustyni, żeby odnaleźć Legendarne Źródło i uratować bliskich nieznajomego. Sama seria podzielona jest poniekąd na dwie części – adaptację pierwowzoru oraz nową, autorska opowieść, która zabiera bohaterów do Forest Landu.
Rzuć okiem: Diuna: Część druga – recenzja filmu. Villeneuve wyznacza drogę
Sand Land w żaden sposób nie odkrywa niczego nowego, powiedziałbym wręcz, że fabuła ogólnie jest całkiem prosta, momentami nijaka. Nadal jednak ta pierwsza część adaptacji jest o niebo lepsza od drugiej. Stawka wydaje się z początku mała, bo na szali leży los jednej, małej wioski. Jednakże z każdym odcinkiem, kiedy poznajemy kolejne elementy historii i królewskiej intrygi, zaczynamy się przejmować może nie pustynnym krajobrazem, ale na pewno bohaterami. To właśnie główna trójka jest najlepszym elementem tej serii.
Belzebub, jak na bohatera Toriyamy przystało, jest pełen charyzmy, wigoru i po prostu nie da się go nie lubić. Świetnie łamie stereotypy związane z demonami w tym świecie i jak jego towarzysz mówi – robi z siebie groźnego i podłego, a w rzeczywistości ma dobre serce. Z uśmiechem na twarzy ogląda się jego kolejne poczynania. Kolejnym przedstawicielem sand landowej trójki jest Rao, szeryf zagrożonej wioski, który jako jedyny z ekipy ma fabularne tło wpływające na odbiór wydarzeń w anime. Ostatni Rabuś… no rabuje. Pocieszny, wpatrzony w swojego księcia dziadek będący niejednokrotnie jedynym realnie oceniającym sytuacje. Właśnie ich relacje ratują Sand Land. Z przyjemnością obserwuje się, jak bohaterowie przełamują ściany między sobą, wspierają się i z trzech indywiduów stają się jedną drużyną.
Rzuć okiem: Chłopiec i czapla – recenzja filmu. Wystarczyła tylko czapla…
Gdyby nie oni nie było tej serii. Sand Land jest oparte głównie na dialogach, fabularnych twistach, a nie na walce. Pojedynków w całej adaptacji jest tyle, że można by je zliczyć na palcach. Jednak jak już się zaczną, to są miłe dla oka. Fani Dragon Balla znajdą momenty, w których poczują się jak w domu. W szczególności, kiedy Belzebub pochłonie noc, bo aura wokół niego przypomina tą z Kaioken Goku.
To, co jeszcze Sand Land robi fabularnie dobrze, wiąże się z problematyką przekazywania informacji. Oglądając anime, miałem wrażenie, że niejednokrotnie działa tu zasada podobna do fake newsów. Sam wątek Rao i jego osobistego upadku wynika poniekąd z fake’ów. Ba, kolejne oszustwa radiowe wpływają na rozwój sytuacji, czy ich finał. Świetnie to pokazuje, jak łatwo jest manipulować opinią publiczną i jak brak weryfikacji dostarczanych nam wiadomości, może wpłynąć na świat dookoła nas.
Rzuć okiem: Omen: Początek – recenzja filmu. Czy papież o tym wiedział?
Szkoda, że samo anime nie potrafi utrzymać do końca uwagi. Choć główni bohaterowie i cała otoczka medialna w świecie Sand Land działa na ogromny plus dla serii, to niestety nie można tego powiedzieć o czarnych charakterach oraz postaciach z Forest Landu. Generał Zeu jest zły ot tak po prostu. Jego pieniężne pobudki w sumie trącą myszką i w porównaniu do Rao, jego przeciwwagi, wypada po prostu śmiesznie, wręcz karykaturalnie. Typ niszczy wszystko wokół, ponieważ chce mieć hajs. Gdzieś już to słyszeliśmy, prawda? Inaczej nie wypada Muniel, narcystyczny anioł. Właśnie on jest powodem, dla którego nie mogę znieść wątków w leśnej krainie. Swoje poczynania tłumaczy jedynie chęcią pomocy ludzkości, nie widząc, że jedyne co chce ratować, to swoje ego. Mam wrażenie, że zarówno Toriyama, jak i twórcy anime wzięli wszystkie złowrogie archetypy i wrzucili na ślepo.
Dodaj komentarz