Szogun – (nietypowa) recenzja serialu. Sześć powodów

Szogun to serial wybitny. Nie będę tego ukrywał i budował niepotrzebnego suspensu. Oceniam go niezwykle wysoko i co tydzień siadałem przed ekran z wielkim namaszczeniem. Zamiast pisać typową recenzję, po prostu przedstawię kilka powodów, dla których warto Szoguna obejrzeć.

Do napisania tekstu i jednocześnie powrotu do serialu natchnęły mnie nagrody rozdane podczas tegorocznej edycji Emmys. Szogun osiągnął wynik historyczny i zgarnął 18 statuetek, ustanawiając absolutny rekord. Na wielu polach rywalizował z naprawdę świetnymi produkcjami jak chociażby Kulawe Konie, Ripley czy Fallout


Powód 1. – HIROYUKI SANADA


Występ Sanady w roli Toranagi to aktorstwo kompletne. Pokaz kunsztu prawdziwego mistrza. Do dzisiaj zbieram szczękę z podłogi i nie mogę wyjść z podziwu i zachwytu. Jestem fanem aktora od dawna, a rola w Szogunie elektryzowała mnie od pierwszych zapowiedzi. Nie zawiodłem się ani trochę, Sanada “dowiózł” i, wchodząc na niesamowity poziom, wykreował bohatera charyzmatycznego, potężnego, dumnego, ale i pełnego rozterek, dylematów i smutku. Jest do bólu autentyczny, a przy tym niesamowicie subtelny, wręcz minimalistyczny w wyrazie. Aktor doskonale czuje nie tylko samego bohatera, ale także jego otoczenie i historię, wszystko to co na nim ciąży i nim powoduje. 

Hiroyuki Sanada jest nie tylko aktorem w Szogunie. Pełnił także rolę producenta, dbając o wiele aspektów produkcji i jej finalny efekt. 


Powód 2. – ANNA SAWAI


Przyszła i pozamiatała. Nie sądzę, żeby znalazła się aktorka będąca w tym roku poważną konkurencją dla Sawai. To kolejny fenomenalny popis aktorstwa w Szogunie. Odgrywana przez nią Lady Toda Mariko jest ważną częścią serialu, niezwykle wyeksponowaną także pod względem psychologicznym i Sawai tę presję dźwiga z ogromną pokorą, oddając fenomenalnie każdy niuans postaci. A umówmy się, rola silnej, dumnej kobiety w feudalnej Japonii, świecie tak innym od dzisiaj nam znanego, była naprawdę trudnym wyzwaniem, wymagającej ogromnego zrozumienia historii, materiału źródłowego, tradycji. Tym bardziej że sama Mariko jest niezwykle złożoną bohaterką, pełną warstw, którymi Sawai żongluje bezbłędnie. Aktorka zasłużyła na każdą nagrodę którą otrzymała i otrzyma, pokazując ogromny talent, empatię, siłę charakteru i charyzmę. 

Anna Sawai Shogun
Anna Sawai jako Toda Mariko. Fot: FX

Powód 3. – OBSADA SERIALU


Trochę przekręt z mojej strony, bo można było wszystko co dotychczas napisałem upchać w tym punkcie zamiast mnożyć byty, nie? No niby tak, ale choć cała obsada spisuje się znakomicie i jeszcze kilka nazwisk chciałbym uwypuklić, to Sanada i Sawai są objawieniem tego sezonu i zasłużyli na własne akapity.

Wracając jednak do obsady Szoguna, to uważam że całościowo jest wspaniała, a casting niezwykle celny. Cosmo Jarvis wspaniale balansuje Blackthorne’a w bardzo szerokim spektrum emocji i postaw – od porywczości i dzikości po moralną wyższość. Sam bohater jest doskonałym kontrapunktem, stanowiąc przeciwwagę i jednocześnie uwypuklając pewne elementy historii, zwłaszcza te dotyczące różnic kulturowych.

Z nieskrywaną przyjemnością patrzyłem również na Tadanobu Asano wcielającego się w jednego z poddanych Toranagi, Kishigi Yabushige. Doskonały występ, cudowna mieszanka tak różnych, niemal sprzecznych cech, a jednak wciąż tworzących spójną osobowość. Asano w swojej kreacji wspiął się na wyżyny kreatywności i umiejętności, dając Yabushige niesamowitą wolę życia i ekspresję. Dzięki temu bohater mocno wyróżnia się na tle japońskiej socjety.

Świetnie w swoich rolach odnaleźli się również m. in. Shinnosuke Abe jako Buntaro, Moeka Hoshi w roli Fuji czy Takehiro Hira jako Ishido. Dzięki tym występom drugo czy nawet trzecioplanowym świat serialu jest tak autentyczny i poruszający.


Powód 4. – PRZYWIĄZANIE DO DETALI


Lokacje. Stroje. Ceremoniał. Rytuały. Relacje. Wszystko co widzimy na ekranie jest efektem ciężkiej pracy twórców i ogromnego przywiązania do szczegółów. W tej materii serial jest właściwie bezbłędny, na co zwracają uwagę również sami Japończycy czy eksperci. Twórcy absolutnie nic nie pozostawili przypadkowi. W tej pieczołowitości czuć wręcz pewną nabożność. Autorzy serialu za wszelką cenę chcieli oddać Japonię XVII wieku możliwie autentycznie i z poszanowaniem tradycji i kultury, co jest wyczuwalne w każdym dialogu, geście czy nawet kostiumie. 

Ja na ogół nie mam nic przeciwko wprowadzaniu zmian, zabawy materiałem źródłowym i motywami, ale w Szogunie ta autentyczność działa i jest naprawdę ważnym elementem. Bez tego przywiązania twórców do nawet najdrobniejszych szczegółów być może nie udało by się wydobyć tej esencji japońskiej kultury, etosu i przede wszystkim różnic między Japonią a “cywilizacją”.

Shogun
Shogun, odc. 1. Fot. FX

Powód 5. – ZDJĘCIA


Wszystko o czym wspomniałem wcześniej nie miałoby szansy wybrzmieć, gdyby nie wspaniała praca operatorów. Absolutnie uwielbiam kompozycję kadrów w tym serialu. Twórcy doskonale skupiają uwagę widza na wybranych, konkretnych elementach. Jak wskazał Jonathan van Tulleken, jeden z reżyserów, bardzo ważne było wymyślenie odpowiedniego sposobu ukazania perspektywy Blackthorne’a, jego dezorientacji i prób poznania oraz zrozumienia tego, co go otacza.

Nie jestem specem od filmowych technikaliów, ale nie da się nie zauważyć, że ta sztuka się po prostu udała. Kadry są przemyślane i dopieszczone. Często stawiając w samym centrum to co najważniejsze, doskonale przy tym operując światłem, tworząc kontrasty dodatkowo uwypuklające pewne elementy. Zadbano też o odpowiednią dynamikę, kamera nie jest ciągle statyczna, często widzimy jak śledzi bohaterów, pozwalając widzowi znaleźć się w centrum wydarzeń. Wspaniałą pracę wykonali twórcy, tworząc wizualną perłę. 


Powód 6. – FABUŁA


Praca aktorów czy operatorów zdałaby się na nic, gdyby nie było dobrego scenariusza. Powstała by wydmuszka. Na szczęście Szogun nią nie jest. Adaptowanie powieści to nigdy nie jest proste zadanie, twórcy często stają przed trudnymi dylematami dotyczącymi kierunku całości. Wiąże się z tym niejednokrotnie obcinanie, zmienianie, podkręcanie materiału źródłowego, starając się przy tym nie gubić sedna. 

Historia w serialu jest przede wszystkim angażująca. Mimo mnogości wątków, ważniejszych i pomniejszych, jest prowadzona bardzo zgrabnie poprzez kilku kluczowych bohaterów. Jako widz przez cały czas czułem rosnące napięcie i stawkę, a z każdym odcinkiem atmosfera gęstniała przez coraz bardziej splątaną sieć dworskich intryg. Szogun w ogóle jest doskonałym przykładem jak pisać tego rodzaju serial, budować suspens przez twisty fabularne nie bojąc się trudnych i odważnych decyzji. Na pewno przeczytacie wiele porównań do Gry o Tron. Szogun faktycznie część rzeczy robi lepiej, bohaterowie działają w sposób bardziej wyrafinowany i subtelny, ale też w walkę o władzę zaangażowanych jest zdecydowanie mniej podmiotów. No i zakończenie serialu jest DOSKONAŁE.


Czy już teraz mogę wskazać Szoguna jako najlepsze dzieło tego roku? Z takim wyrokiem byłbym ostrożny. Niedawno rozpoczęła się emisja nowego sezonu Kulawych Koni. Czekają nas jeszcze Diuna, finał Yellowstone czy Pingwin, który może zaskoczyć i namieszać. Na pewno jednak mam mocnego faworyta.

Zobacz inne nasze serialowe wpisy:

RECENZJE

NEWSY

NAJLEPSZE SERIALE NETFLIXA NASZYM ZDANIEM


https://linktr.ee/flowpop

Źródło głównej grafiki: Disney+//FX//FlowPOP

Szogun – ocena serialu:

Szogun – ocena serialu:
10 10 0 1
Uwielbiam ten serial. Naprawdę ciężko znaleźć punkt zaczepienia do narzekań i marudzenia. To jest realizacyjny majstersztyk z bohaterami z krwi i kości, wielopoziomową, głęboką fabułą i niepowtarzalnym klimatem.
Uwielbiam ten serial. Naprawdę ciężko znaleźć punkt zaczepienia do narzekań i marudzenia. To jest realizacyjny majstersztyk z bohaterami z krwi i kości, wielopoziomową, głęboką fabułą i niepowtarzalnym klimatem.
10/10
Total Score

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *