Strefa interesów – recenzja filmu. Opowieść o murze

Strefa interesów – termin używany na określenie obszaru wokół kompleksu obozowego Auschwitz zastrzeżonego dla Schutzstaffel (SS), podlegającego administracji macierzystego obozu. Strefa została utworzona przez władze obozowe w 1941 w celu: usunięcia z tych terenów ludności polskiej i przejęcia z jej rąk gruntów rolnych, prowadzenia rzekomej reedukacji więźniów poprzez wykorzystywanie ich pracy na roli, uzyskania przez SS korzyści finansowych(…).

Film w pierwszych minutach wita nas czarną planszą. Pojawia się dźwięk, narastający, przemieniający się w kakofonię. Od samego początku Glazer (reżyser) daje widzowi czas na opuszczenie rzeczywistości i wejście w przedstawiony świat, emocjonalne dostrojenie się, jednocześnie tworząc poczucie swoistego dyskomfortu. Trochę niczym nieodcięta metka od koszulki, tylko zamiast w kark, uwiera w poczucie bezpieczeństwa na jakimś pierwotnym, głęboko ukrytym poziomie.

Rzuć okiem: Bracia ze stali – recenzja filmu. No weź się, tato…

Dźwięki milkną nagle, urwane obrazem sielanki rodem z obrazów Renoira czy Moneta. Zieleń, szum rzeki, spokój, rodzina. Poczucie idylli zakłóca jedynie świadomość, na co, czy raczej na kogo, patrzymy. Przed nami bowiem w pełnej okazałości staje bijąca zadowoleniem i spokojem rodzina Hößów. Rudolf, oddany mąż i kochający ojciec, pracuje tuż za płotem zamieszkiwanej villi. Jest komendantem w KL Auschwitz. To odwrócenie perspektywy kontynuuje wywołany dyskomfort, który, przynajmniej w moim przypadku, nie znikał nawet na chwilę podczas seansu. Rudolfa, wraz z jego żoną Hedwigą oraz dziećmi nie tylko obserwujemy, co wręcz niekiedy podglądamy, schowani w kącie pokoju czy za framugą. Wynika to z rewelacyjnie zrealizowanych przez Łukasza Żala zdjęć. W Strefie Interesów właściwie nie doświadczymy pracy kamerą, obraz jest statyczny i wynika bezpośrednio z założeń artystycznych. W tej wizualnej materii film stara się zostać zupełnie neutralny wobec wydarzeń i postaw. Glazer wykorzystuje obraz do pokazania nam historii, nie jej opowiedzenia. 

Strefa interesów
Fot. kadr z filmu

Nie można jednak mówić o obrazie w oderwaniu od dźwięku. Jak zauważa producentka, Ewa Puszczyńska, Strefa interesów to “dwa filmy w jednym filmie”*, co odczuwa się w ciągu niemal całego seansu. Oglądamy Hößów w różnych, codziennych sytuacjach. Dzieci się bawią, Hedwiga plotkuje z przyjaciółkami, z odwiedzinami wpada teściowa Rudolfa, a wszystkiemu towarzyszą odgłosy codzienności. To jest jeden film, ten który w pierwszej kolejności oglądamy, potem słyszymy. Drugi film to Strefa interesów, której nie widzimy nawet na moment, ale słyszymy. Stukot kół pociągu z “dostawami”, krzyki, strzały, błagania o litość. Tylko mur stoi niewzruszony, oddzielając raj od piekła.

Rzuć okiem: Diuna: Część druga – recenzja filmu. Villeneuve wyznacza drogę

Zastosowane rozwiązania realizacyjne swoją skromnością i subtelnością znacząco zwielokrotniają wydźwięk filmu, który nieustannie zadaje pytania o zło, jego definicję i rozumienie. O rolę człowieka, konkretnej jednostki, w wielkiej machinie zagłady. O odpowiedzialność. Zło samo w sobie rozumiemy przecież instynktownie, podskórnie. Wiemy, że wszystko co się dzieje za murem Auschwitz nie tyle wypełnia definicję zła, co wręcz ją tworzy, staje się synonimem. Ale czyją twarz przyjmuje? Rudolfa? Kochającego i czułego ojca, czytającego córeczkom bajki na dobranoc? Hedwigi, która chce zapewnić swojej rodzinie komfortowe warunki bytowe, lebensraum? Swastyki i III Rzeszy? Ostatecznie Rudolf to urzędnik, mający do realizacji zadanie. Jest trybikiem, który łatwo wymienić.

Tak zadane pytania, które film podsuwa, jedno po drugim, są wyjściem dla wielu kierunków interpretacyjnych. W którą stronę jednak się nie pójdzie, to niemożliwym wydaje się wyciągnięcie choć jednego wniosku w jakiś sposób pozytywnego. Zwłaszcza że tak szokującą historię można z łatwością przenieść na grunt XXI wieku, a mur może symbolizować chociażby granicę z Ukrainą, od której ciągle odwracamy wzrok, starając się nie myśleć o piekle wojny, żyjąc swoim wygodnym życiem. To nie jest film, po którym można poczuć się dobrze, wręcz przeciwnie. Uderza z niesamowitą mocą, wywołując całą paletę nieprzyjemnych odczuć i emocji. I w żadnym wypadku nie jest to zarzut, wręcz przeciwnie. To jest jeden z tych filmów, które ciężko sprowadzić do prostych kategorii pokroju “podobał mi się/nie podobał mi się”. Zdecydowanie jednak wywarł ogromne wrażenie i poluzował kilka kamyczków, przez co zalała mnie fala emocji i refleksji.

*słowa padły w wywiadzie udzielonym dla Onetu
Źródło głównej grafiki: materiały promocyjne

Strefa interesów – ocena filmu

Strefa interesów – ocena filmu
9 10 0 1
Brytyjsko – Polska koprodukcja to w swojej kategorii film niemal wybitny i niezwykle świadomy. Prostymi środkami opowiada historię szokującą i przerażającą, pozostając przy tym zaskakująco wręcz subtelnym. Jonathan Glazer, Micah Levi, Łukasz Żal, Paul Watts – wszyscy wykonali naprawdę fantastyczną pracę audiowizualną, a Christian Friedel i Sandra Hüller przywrócili Hößów do życia, niesamowicie ich przy tym uwiarygadniając. Strefę interesów naprawdę warto zobaczyć i odczuć.
Brytyjsko – Polska koprodukcja to w swojej kategorii film niemal wybitny i niezwykle świadomy. Prostymi środkami opowiada historię szokującą i przerażającą, pozostając przy tym zaskakująco wręcz subtelnym. Jonathan Glazer, Micah Levi, Łukasz Żal, Paul Watts – wszyscy wykonali naprawdę fantastyczną pracę audiowizualną, a Christian Friedel i Sandra Hüller przywrócili Hößów do życia, niesamowicie ich przy tym uwiarygadniając. Strefę interesów naprawdę warto zobaczyć i odczuć.
9/10
Total Score

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *