W zalewie współczesnych gier Tempest Rising wyróżnia się jako rasowa strategia czasu rzeczywistego, która celnie trafia w nostalgię fanów klasyków pokroju Command & Conquer, jednocześnie oferując nowoczesną oprawę i własną tożsamość.
Za tytuł odpowiada studio Slipgate Ironworks, a akcja gry toczy się w alternatywnej rzeczywistości po Zimnej Wojnie – świecie pełnym napięć, konfliktów i bitew o globalnym zasięgu. To nie próba rewolucji gatunku, a jego świadome rozwinięcie, pełne szacunku do tradycji.
Gra oferuje dwie rozbudowane kampanie, po 11 misji każda. Opowieść jest solidnie napisana, z dobrze zarysowanymi postaciami i dynamicznymi przerywnikami na silniku Unreal Engine 5. Dzięki temu historia wciąga, a klimat wojny światowej z alternatywnej rzeczywistości czuć na każdym kroku.
Największym atutem kampanii jest jej tempo – misje są różnorodne, nieprzewidywalne i satysfakcjonujące. To prawdziwa gratka dla strategów.
Rzuć okiem: WWE 2K25 – recenzja gry. Niby to samo, ale inaczej

Tempest Rising oferuje intuicyjne sterowanie, ale pod maską kryje się sporo głębi. Zarządzanie bazą, zasobami i jednostkami wymaga myślenia strategicznego, a system doktryn i ulepszeń pozwala dostosować styl gry do własnych preferencji.
Każda frakcja oferuje inne możliwości, a same bitwy są szybkie, dynamiczne i dające mnóstwo satysfakcji. Dobrze zbalansowana mikro- i makroekonomia sprawia, że każde działanie na mapie ma znaczenie.
Gra napędzana jest przez Unreal Engine 5 i wygląda bardzo dobrze – od szczegółowych modeli po klimatyczne mapy i płynne animacje. Różnorodność środowisk oraz dobrze zaprojektowane poziomy podkreślają globalny charakter konfliktu. Pod względem technicznym produkcja działa stabilnie, choć przy większych starciach mogą pojawić się sporadyczne spadki wydajności. Ścieżka dźwiękowa robi świetną robotę – buduje napięcie, dodaje dramaturgii i wspiera narrację bez dominowania rozgrywki.
Dodaj komentarz