Tekst pierwotnie został opublikowany w serwisie Popkulturowcy.pl
Ile Terraformacji potrzeba, żeby wkręcić jedną… no dobra, to trochę bez sensu i słaby żart. Ale serio, ile razy trzeba wydać tę samą grę, żeby gracze przestali się interesować? Cholera wie, a na przykładzie nowej gry od Fryxelius Games się tego nie dowiemy. Przed Wami Terraformacja Marsa raz jeszcze, tym razem jako Gra Kościana.
Znowu przyjdzie nam przejąć stery nad jedną z wielkich korporacji, której celem jest przystosowanie Czerwonej Planety do zamieszkania. Robiliśmy to przez lata w Terraformacji Marsa, robiliśmy to rok temu w Ekspedycji Ares i zrobimy to samo po raz kolejny, tym razem turlając kostkami. Chociaż, jak na członka wielokarcianej rodziny przystało, i tu kart nie brakuje.
Krótko o zasadach
Terraformacja Marsa: Gra Kościana jest chyba najprostsza w całej serii, a na pewno “najlżejsza”. Jak sam tytuł wskazuje, tym razem kluczową mechaniką zabawy jest rzucanie kośćmi. Te występują w 5 kolorach i na każdej widnieją po 3 symbole, które występują z różną częstotliwością – częste trzykrotnie, rzadkie dwukrotnie a unikatowe znajdziemy tylko na jednej ściance. Początkową pulę kosteczek określa wybrana/wylosowana korporacja.
Gracze swoje tury rozgrywają naprzemiennie. Na początku zawsze trzeba zdecydować jaki rodzaj tury wykonujemy – produkcję czy akcje. Pierwsza pozwala nam odświeżyć zużyte wcześniej karty, zdobyć nowe kości i projekty. Tura akcji to ta ważniejsza, bo wykonuje się ją zdecydowanie częściej. Pozwala wykonać dwie akcje, pomocniczą – jako pierwszą, a następnie drugą, główną. Czym się one różnią?
Rzuć okiem: Leśne rozdanie – recenzja gry planszowej. Hej ho, do lasu by się szło
Akcje pomocnicze to akcje, które w pierwszej kolejności pozwalają zmienić nieco “kostkową sytuację”. Przede wszystkim można dobrać zupełnie nową kość, którą należy od razu rzucić i dołożyć do puli. Istnieje też możliwość zmiany wyniku na wybranej, oczywiście z pośród posiadanych, kości. Ewentualnie można pozyskać nowe projekty. Całe to mięsko terraformowania leży jednak w akcjach głównych. Teraz zagrywa się nowe karty, odpala te już posiadanie i to właśnie w tym momencie można podnosić współczynniki takie jak temperatura czy tlen lub stawiać oceany. Innymi słowy, akcje główne to czas przystosowywania Marsa do życia.
Podział kart nie jest niczym nowym dla osób mających wcześniej do czynienia z serią. Standardowo mamy zielone projekty produkcyjne, które przynoszą nowe zasoby, czerwone karty wydarzeń, które rozpatrujemy natychmiastowo oraz niebieskie, czyli dodatkowe akcje – główne, pomocnicze lub swobodne, czyli odpalane w dowolnym momencie tury.
Ważnym oczywiście elementem jest plansza i sam Mars. Znajdziemy na niej Tytuły, które możemy zyskać w trakcie rozgrywki spełniając określony cel oraz Nagrody, punktujące na koniec gry. A kiedy zabawa się kończy? W momencie, w którym dwa z trzech wskaźników globalnych osiągną maksymalny pułap. Troszkę szkoda że tym razem nie terraformujemy do końca. Wracając jeszcze na chwilkę do planszy – w tej edycji punkty zdobywamy zaraz po dołożeniu kafelka, więc ważne jest znalezienie sobie odpowiedniego momentu i miejsca. Prawie każde pole na planszy za to zapewnia jakiś bonus – kości, punkty, karty itp.
Wykonanie
Po raz kolejny udaje się zrobić naprawdę świetnie wyglądającą grę, chociaż Ares wciąż pozostaje niedoścignionym wzorem dla całej serii. Wszystko jest solidne, kości wyglądają naprawdę porządnie i ładnie, do ilustracji na kartach ciężko się przyczepić, jest czytelnie i przyjemnie. Trochę mam problem z pudełkiem, które jest dużo za duże jak na to jakiej wielkości są karty i ile znajdziemy towaru w środku. Z drugiej strony jest gabarytowo identyczne jak Ekspedycja Ares i przynajmniej razem dobrze wyglądają na półce. Po za tym każda poprzednia gra otrzymała sporo rozszerzeń, więc zakładam że i tu mogą się one pojawić, więc ta wolna przestrzeń w pudełku jeszcze się przyda. Nie dostajemy wewnątrz żadnego insertu czy organizera, ale dzięki załączonym “gąbkom” możemy sobie jako tako elementy zorganizować, zwłaszcza że w pudełku jest też sporo woreczków strunowych.
Zasadniczo Gra kościana prezentuje bardzo solidny poziom. Wziąwszy również pod uwagę niewysoką cenę tytułu (około 100 zł), to naprawdę jest kawał dobrej roboty. Po za tym ja mam ogromną słabość do customowych kosteczek, więc to jest zawsze ekstra plus do warstwy wizualnej.
Wrażenia z rozgrywki
Muszę przyznać, że bardzo na tę grę czekałem. Oryginalna Terraformacja Marsa to wciąż moje TOP5 gier, a do tego uwielbiam kościanki przez co oczekiwanie były całkiem spore. No i spojler – nie zawiodłem się. Rozgrywka jest naprawdę przyjemna, a wszystkie kościane mechaniki działają bardzo dobrze. Gra daje podobny feeling jak oryginał, ale dostarcza naprawdę sporo krótszą rozgrywkę. Według informacji pudełkowych partia powinna zająć 45 minut i faktycznie tak jest, chociaż we dwie osoby czy solo da radę zamknąć się i w pół godzinki. O, jak już przy tym jesteśmy – w pojedynkę gra się naprawdę przyjemnie! W sumie to jest taka trochę solo gierka, tej interakcji nie ma za dużo i odbywa się ona głównie na planszy. Tury graczy są dość dynamiczne, każdy zazwyczaj wie co chce robić i nawet w 4 osobowych partiach nie było problemu z downtimem.
Zobacz również: Najbardziej wyczekiwane gry planszowe z Essen Spiel ’23
Z informacji pudełkowych warto jeszcze zwrócić uwagę wiek, który ustalono na 14+. No jest to zdecydowanie przesadzone, bo z tą grą spokojnie 10 latek sobie poradzi. W Terraformacja Marsa: Gra kościana można sobie pokombinować i poplanować, ale nie jest to jakoś szczególnie złożony i abstrakcyjny tytuł. Mechaniki są raczej proste, zależności dość oczywiste. Same zasady są naprawdę łatwedo wyjaśnienia i przyswojenia, a do tego dla graczy przygotowano bardzo pomocne karty ze skrótem najważniejszych informacji.
Oczywiście przy takich tytułach największą kontrowersją jest… losowość. No i tak, jest jej bardzo dużo, siłą rzeczy. Zarówno w turlaniu kostkami jak i dociągu kart, których liczba też jest niemała. Zasadniczo czepianie się losowości w grach kościanych wydaje mi się mocno naciągane, no bo halo, kostki! Tutaj jednak faktycznie rozumiem, dlaczego podnoszony jest ten zarzut, chociaż nie do końca się zgadzam. Faktem jest, że samo pozyskanie kości w danym kolorze niewiele nam daje, ponieważ musimy jeszcze wyturlać odpowiedni zasób i ten wynik już z nami zostaje, nie możemy tej kości przerzucić. Prawda, potrafi to nieco nas spowolnić. Warto jednak nadmienić, że sposobów na manipulację wynikami mamy naprawdę sporo i cała zabawa leży w jak najefektywniejszym ich manipulowaniu. Mi ten aspekt akurat bardzo przypadł do gustu.
Źródło głównej grafiki: materiały prasowe // FlowPOP
Dodaj komentarz