Grę do recenzji udostępniła firma PLAION, za co bardzo dziękujemy. Nie wpłynęło to na ocenę tytułu.
Kiedy ostatnio graliście w głośny tytuł skupiający się wokół boksu? W ostatnich latach łatwo zauważyć, że zarówno w popularności samego sportu, jak i obecności na rynku gier, pięściarstwo zostało wypchnięte przez MMA. Jednakże, w kontrze do panujących trendów Steel City Interactive postanowiło zaryzykować i wypuścić Undisputed. Szkoda, że o parę lat za późno.
Kurczę, mam ogromny sentyment do gier oscylujących wokół boksu. Do teraz pamiętam, ile czasu spędzałem przed PS2, ogrywając kolejne walki w Fight Night Round 2. Tytuł dla mnie świetny, pomimo tego, że sam na sportach walki znam się, jak na pisaniu o muzyce (jeśli wierząc paru osobom pod recenzją 7 Nelly Furtado), czyli wcale. Od tamtego czasu chętnie sprawdzam wszelkie wirtualne nowinki ze świata sportów walki wyłącznie, żeby się przekonać, że jestem w tym kiepski.
Tym samym kluczem podążałem, siadając do Undisputed. Od pierwszych chwil poczułem się, jakbym wrócił do czasów… początków PlayStation 4? Niestety inauguracja naszej znajomości zaczęła się źle. Graficznie tytuł jest mocno zacofany i nieco bawi brakiem detali. Od zawsze gry sportowe były oceniane przez pryzmat szczegółów i podejścia do konkurencji, a tutaj niestety tego brakuje. Sam interfejs jest dosyć brzydki, szary i nijaki, co tylko potęguje negatywne wrażenie.
Rzuć okiem: Diablo 4: Vessel of Hatred – recenzja DLC. Piekło w tropikach
Dobrze, ale może już w samej rozgrywce jest już lepiej? Na szczęście tak. Po wybraniu fightera i areny przychodzi nam już stanąć do pojedynku. Sterowanie przypomina te proponowane przez EA w ich serii o MMA, ale to w niczym nie przeszkadza. Walczymy za pomocą analogów lub przycisków, aczkolwiek ja proponuję łączyć obie opcje. Dzięki temu mamy swobodny dostęp do szerszego wachlarzu kombinacji i pola do planowania swoich działań. Każde trafione uderzenie jest cholernie satysfakcjonujące, a w szczególności te mocne potrafią być uzależniające. Podczas walki jesteśmy zależni od kilku czynników – kondycji, zdrowia. pracy serca i stanu fizycznego naszego pięściarza. Każdy z tych elementów ma istotny wpływ na wynik walecznego tańca.
Dobrze, że rdzeń rozgrywki jest angażujący, bo jego tło już nieco mniej. Podczas niemalże każdej walki miałem poczucie, że boksuje się w pustym pomieszczeniu, a nie na hali pełnej ludzi. Twórcy w Undisputed nie zadbali praktycznie wcale o sferę audio otaczającą ring. Brak tu klimatu i pewnej pompy, która budowałaby realizm naszych potyczek. Dodatkowo jest tu nieco ograniczony zasób animacji. Powaleni wstają prawie za każdym razem tak samo, a już na pewno przegrywają w ten sam sposób. Może i dawno nie oglądałem boksu na żywo, ale czy naprawdę sportowcy trenują ten sam styl podniesienia się z desek?
Rzuć okiem: Dragon Ball: Sparking! ZERO – recenzja gry. Przeżyjmy to jeszcze raz
Ja sobie tak narzekam, a jednak spędziłem kupę czasu ogrywając tytuł. Dlaczego? Odpowiedzią jest Tryb Kariery. Zacznę od zaawansowanego kreatora postaci, który sprawia ogromną frajdę. Potem już wchodzimy na całego do świata boksu. Podczas pokonywania kolejnych kamieni milowych i przeciwników musimy pilnować, żeby nasz fighter trzymał dietę, był w formie i pilnował, żeby jego sztab nie robił go w ch**a. Przypomina to nieco połączenie boksu z ubogim POU, ale sprawdza się to tu w stu procentach. Dodatkowo każde nasze niedociągnięcie związane wagą, czy treningiem mają realny wpływ na overall umiejętności. Niech was potem nie zdziwi, że wasza postać z 72 pkt nagle ma 65. Właśnie te detale sprawiają, że aż chce się cały czas siedzieć w Trybie Kariery.
Dodaj komentarz