Grę do recenzji udostępniła firma Cenega, za co bardzo dziękujemy. Nie wpłynęło to na ocenę tytułu.
Choć wrestling nie ma tylu fanów co koszykówka, czy uwielbiana na całym świecie piłka nożna, to w porównaniu do popularniejszego sportowego rodzeństwa, nie ma czego się wstydzić na rynku gier. Nie jest to w żaden zaskakujące, bo mówimy w końcu o dyscyplinie, która stawia głównie na show. Warto przypomnieć, że tytuły zabierające graczy na ring powstają od przynajmniej 2000 roku i nie inaczej jest teraz. Niedawno miała miejsce premiera WWE 2K24, która ponownie zabrała nas do świata World Wrestling Enterteinment.
Wracając do wrestlingu przy okazji kolejnej części od 2K, przeżyłem wiele retrospekcji. Tak, byłem fanem WWE i nie wstydzę się tego. Co prawda było to 15 lat temu. Wtedy wielbiciele Johna Ceny i spółki bawili się przy Wretlemanii 25, a ja z dumą określałem się wielbicielem tejże federacji. Jakie zaskoczenie mnie spotkało, kiedy się okazało po odpaleniu menu w WWE 2k24, że większość z tamtej ekipy już nie walczy. Na szczęście twórcy nieco uśmierzyli mój ból, bo cześć legendarnych bojowników jest nadal dostępna i to w kilku wariacjach.
Przejdźmy już jednak do konkretów, czyli do rozgrywki. Przed sprawdzeniem tytułu specjalnie pożyczyłem poprzednią część, żeby mieć jakiś punkt odniesienia. Matko bosko, jakież to WWE 2K24 jest piękne. Państwo pracujący przy grach z serii 2K po raz kolejny udowodnili, że realizm opracowują do perfekcji. Nawet na PS4, na którym miałem przyjemność sprawdzić grę, postacie wyglądają fenomenalnie, każdy cios, rzut, czy nawet dźwignia ma swoją odczuwalną moc i ciężar. Z przyjemnością obserwuje się ruchy wrestlerów, tym bardziej że każdy jest zupełnie inny.
Rzuć okiem: Jujutsu Kaisen: Cursed Clash – recenzja gry. Gojo tego nie uratuje
WWE 2K24 robi kolejny graficzny krok, ale to nie jedyny aspekt, w którym seria się rozwinęła. Na ogromny plus zasługują nowe tryby walk, wśród których należy wymienić chociażby Gauntlet Match, czy Casket Match. Dzięki różnorodności trybów każdy znajduje coś dla siebie oraz może otworzyć wspominane przez siebie potyczki. Prawdziwą gratką może być tryb Special Guest Referee Match, w którym to wcielimy się w rolę sędziów i od naszych decyzji zależy, kto zwycięży. Rozwinęły się również tryby backstagowe, na które narzekano w przeszłości. W WWE 2K24 twórcy w końcu wypełnili zzakulisowe przestrzenie dodatkowymi, interaktywnymi elementami, więc samą przyjemnością jest sprawdzanie, co jeszcze można wykorzystać.
Solidnie wypadają tutaj, chociażby tryby MyRise, czy MyGM, które nie doczekały się tak zaawansowanego liftingu. Pierwsza z funkcji daje nam do wyboru dwie ścieżki – kobiecą oraz męską. Tworzymy postać i wchodzimy po uszy w sprezentowaną tu linię fabularną, która lekko trąci kiczem, ale to w sumie normalka w świecie WWE. Wybierając ścieżkę kobiecą, wchodzimy do World Wrestling Enterteinment, jako gwiazda lokalnej federacji wrestlingu. Oczywiście nasza obecność od razu ma swoją konsekwencję w postaci pierwszych poważniejszych dram. Z kolei jako męski wrestler stajemy do turnieju o pas mistrzowski z pozycji czarnego konia. Jednakże prawdziwa rozrywka tutaj zaczyna się po zakończeniu turnieju, kiedy to staniemy raz po raz w obronie swojego, nowego tytułu. Nieco gorzej wypada MyGM, bo nie oferuje zupełnie nic nowego, a nawet mam wrażenie, że interfejs jest podobny do poprzedniej części cyklu. Szkoda, bo tu czuć niewykorzystany potencjał.
Rzuć okiem: Biała odwaga – recenzja filmu. Góralu, czy ci nie żal…?
Jednakże tym, co najbardziej zaskakuje negatywnie, jest Showcase of the Immortals. Tryb, który zabiera nas w przejażdżkę po historycznych pojedynkach w WWE. W związku z tym, że przed nami jubileuszowa 40. gala Wrestlemanii, to w WWE 2k24 postanowiono przedstawić na nowo legendarne walki. Niby nic nowego, bo przy okazji poprzednich edycji zagłębialiśmy się w kultowe potyczki Johna Ceny, czy Reya Misterio, ale patrząc na skalę historyczną dla WWE, to czuć, że tegoroczna edycja była robiona na szybko i byle jak. Wyzwań jest dużo mniej, pojedynki są krótkie i jak na czterdziestoletnie dziedzictwo to zbyt dużo walk tu nie ma.
Dodaj komentarz